wtorek, 28 lutego 2012

Cmentarz w Pradze

Dziś o najnowszej powieści Umberto Eco, której nie przeczytałam a wysłuchałam. Taka forma obcowania z literaturą jest dla mnie nowością. Aż dziwię się, że wcześniej nie korzystałam z dobrodziejstw jakie oferuje mi mój własny telefon. Teraz mogę "czytać" prasując i obierając ziemniaki, i nie ryzykując, że moje palce zostaną wyprasowane czy obrane ze skóry...Ale wracając do tematu. Taki opis zachęcił mnie do lektury: 

"Cmentarz w Pradze to powieść kryminalno-szpiegowska, której akcja 
rozgrywa się w XIX wieku. Jej bohaterem jest Simone Simonini, cyniczny 
fałszerz świadczący usługi wywiadom wielu krajów. Obsesyjny antysemita. 
Nienawidzi również jezuitów, masonów i.. kobiet. Eco opisuje jego 
historię odwołując się do najlepszych wzorów XIX - wiecznej powieści 
przygodowej – mamy więc wartką akcję (fałszerstwa, spiski i zamachy), 
ciekawą intrygę o zaskakującym rozwiązaniu, a wszystko opowiedziane 
barwnym, potoczystym językiem. Cmentarz w Pradze to książka dla każdego! "

Myślę, że nie tylko ja oczekiwałam "Imienia róży II" i na tych oczekiwaniach się ostro przejechałam. Z pewnością jest to coś bardzo odmiennego. Czy gorszego? - zdecydowanie nie!
Określenie "powieść kryminalno-szpiegowska" jest mylące. Według mnie to książka przede wszystkim historyczna. Sam autor zwraca uwagę, że jedyną fikcyjną postacią jest główny bohater Simonini. Postać nienawidząca wszystkich razem i każdego z osobna. W wyniku swojej działalności jest on wikłany, albo raczej sam się wciąga w wątki spiskowe, wywiadowcze, przestępcze historii drugiej połowy XIX wieku. 
Czy mamy wartką akcję? - chyba też nie. Fabuła jest wielowarstwowa tak jak wielowarstwowa jest historia XIX, a akcja przeplata się pomiędzy długimi, szczegółowymi, ale nie nudnymi opisami przybliżającymi rzeczywistość tamtych czasów. Ale czy rzeczywiście "tamtych" czasów? Sam bohater jest uosobieniem nastrojów społecznych, ale znowu - czy tylko "tamtego" społeczeństwa?
Książka dla (prawie)wszystkich bo (prawie)każdy znajdzie w niej coś dla siebie. W zależności od tego, w którą stronę skierowana jest jego (nasza) szowinistyczna natura będą to: Żydzi, jezuici, sataniści, masoni, szpiedzy, różne nacje Europy, kobiety, psychiatrzy i psychologowie czy też szowiniści :) Do wyboru do koloru.
Polecam



sobota, 25 lutego 2012

Nowy terminal

Dzisiaj mamy tylko jedno dziecko. Drugie z samego rana zabrali dziadkowie i zostawią je sobie jeszcze na noc. Jakie to dziwne - nas dwoje i niemowlę. Tyyyle czaaasu! Chyba nawet zdążyliśmy się już wynudzić! Skoro przy jednym dziecku jest tyle czasu to jak żyliśmy gdy nie mieliśmy ich wcale?! Ile rzeczy można było zrobić...Czy marnowaliśmy czas? Sama nie wiem.

*** 

Tatuś zabrał nas (mnie i Jasia) na małą wycieczkę. Dziś nowy terminal na wrocławskim lotnisku miał "drzwi  otwarte". Nie mogliśmy tego przegapić! Myk do auta, a potem Jaśka w chustę i zwiedzamy. W ten sposób zaliczyliśmy nasze pierwsze "zwiedzanie" od pojawienia się Jasia na świecie. Co za radość dla mamuśki - wyjść z domu i zobaczyć tyle ludzi!!! Nie myślcie sobie, że Szymona coś ominęło! Dziadek A. by do tego nie dopuścił! Zwiedzili terminal dwie godziny przed nami. A potem "musieli" jeszcze odwiedzić lokomotywownię na Brochowie. 
A terminal? - Piękny!!! Na prawdę.
Potem, już wracając słuchaliśmy relacji w Radiu Wrocław. Ludzie się zachwycali, nawet osoby niepełnosprawne komentowały, że są pozytywnie zaskoczone. Tylko jedna pani zwróciła uwagę, że nie ma ustronnego miejsca dla mam karmiących piersią (słuszna uwaga). Na co pan, chyba rzecznik, odpowiedział, że po to właśnie są "drzwi otwarte" żeby każdy mógł się wypowiedzieć i że jeszcze jest czas i miejsce na zrealizowanie niektórych sugestii. Hmm, ciekawe...poczekamy, zobaczymy. Mnie się wszystko bardzo podobało. Projekt i realizacja na piątkę. Ocenę zweryfikuję jak już go wypróbujemy, a nie tylko obejrzymy.



piątek, 24 lutego 2012

Treeenczz

Uff. Już po pierwszych szczepieniach (nie licząc tych szpitalnych.Pamiętam, że Szymon nie płakał ani przy szczepieniach, ani przy pobieraniu krwi - dziwny jakiś...Pamiętam, że sam nadstawił palec do ukłucia. Obraził się dopiero po chwili jak pielęgniarka wyciskała z paluszka kolejną kroplę krwi. Rzucił tylko stanowcze "Ja sobie stąd idę!" -i tyle. Janek po raz kolejny udowodnił , że ma inny charakterek niż jego brat i jak przystało na normalne niemowlę, darł się ile sił w płucach. Gdyby wiedział, że matka za te jego cierpienia słono zapłaciła...
Bo mamusia jest jedną z tych mam, które nie uległy szerzącej się modzie na nieszczepienie. Ja w ogóle taka mało modna jestem. Nie zamierzam urządzać ospa-party (hit sezonu). Używam jednorazowych pieluszek które stały się passe już kilka sezonów temu. Nie piorę w ekoorzechach. Czasem mam jakieś modowe przebłyski...Dzisiaj np. kupiłam sobie "trencz"! Dla mnie słowo już brzmi supermodnie: trencz! Nie jakiś tam zwykły płaszcz wiosenny albo prochowiec, ale treeencz. Nie napiszę za ile bo czar pryśnie :)


Jaś, jeszcze przed szczepieniem (6 tygodni)


środa, 22 lutego 2012

Moje gotowanie

Wczoraj
Od czasu do czasu przychodzi taki dzień, że nachodzą mnie wyrzuty sumienia. Że nie dbam, że byle jak, byle co...Tak było wczoraj. Myślę sobie: zadbam, będzie porządnie i nie byle co! Poszliśmy z Jaśkiem na zakupy. Kupiliśmy szczęśliwą kurę (co widuje podwórko i skubie co tam sobie znajdzie), szczęśliwe jajka (nie jakieś tam z fermy), równie szczęśliwe, brzydkie warzywa i jeszcze parę mniej szczęśliwych produktów. Miała być z tego treściwa, zdrowa zupa. Natchniona do gotowania kupiłam jeszcze szynkę - kawał mięsa do upieczenia
- Jasiu, Tatuś się ucieszy! 
Jeszcze nie zdążyłam wrócić do domu, a Tatuś zadzwonił wyprowadził mnie z błędu, informując, że wróci później. 
- Jaśku, no trudno. Ugotujemy zupkę a mięsko zamarynujemy i jutro upieczemy, będzie jeszcze lepsze.

Dzisiaj
Wyciągam zamarynowaną szynkę z lodówki i nagle olśnienie! 
- Jasiu, toż to dzisiaj Środa Popielcowa! Jakby się babcia dowiedziała, że my dzisiaj szynkę na obiad serwujemy, to by nam dała...
Na obiad była wczorajsza zupa i leniwe...A szynka musi poczekać do jutra


niedziela, 19 lutego 2012

Stoicki spokój? - chciałabym

Marzy mi się, być mamą cierpliwą, mamą mądrą, mamą dobrą, mamą autorytetem... Nie da się!! Do niedawna było jeszcze łatwo. Co włożyłam do woreczka, to z niego wyciągałam. Ale od kiedy potomek zaczął uspołeczniać się w przedszkolu...ehh. Można się starać, a dzieciuch ciągle wystawia na próbę. Trzeba być czujnym.  Co jakiś czas Młody przynosi jakieś "kwiatki". A ja, no cóż nie zawsze się uda. Czasem palnę jakąś głupotę, potem żałuję. A dziecię, myśli, analizuje, wykorzystuje.

1. Coś poszło nie pomyśli młodego (już nie pamiętam dokładnie, pewnie chodziło o jedzenie - najczęstsze źródło konfliktów). Młody zaczął machać nogą, jakby chciał kopnąć, jednocześnie trzymał bezpieczną odległość (czyli mały Drań wie, że nie wolno)

- Szymon, jeszcze raz tak zrobisz i Ci tą nogę utnę. (wykopałam pod sobą dół)
- (konsternacja) I...nie będę miał?
- Mhm (brnę w ślepy zaułek)
- I założysz mi spódnicę!? (No ma dzieciak rację, spodnie są bez sensu...)

2. Niedziela, wybrzydzanie przy śniadaniu, mamy czas - nie ustąpimy. Tym razem ja umywam ręce, niech Tatuś walczy. Słyszę prośby, groźby, nerwy. Młody rzuca kanapką. Tatuś nie wytrzymuje, stawia Młodego do kąta. Młody po chwili:

- Ja już będę jadł.

Mija kolejne pół godziny. Ostatni kawałek kanapki wreszcie znika w buzi. Młody, wyraźnie z siebie dumny:

- Widzisz Tatuś ja zjadłem wszystko, to dla Ciebie!

Ręce opadają, Tatuś nic nie mówi.  Po chwili Młody podaje tatusiowi Kicusia.

- Masz przytul się. No przytul się!
- Tatuś jest smutny, że mu dajesz Kicusia? - pytam
- No był trochę, jak rzuciłem kanapką.

3. Wracamy ze spaceru, Dziadek A. niesie Młodego "na barana". Młody niechcący plunął dziadkowi na czapkę. Ale po chwili (już świadomie) robi to jeszcze raz. Zwracam mu uwagę. A Dziadek:

- Szymon! Zobaczysz, zrzucę cię i wpadniesz do kałuży! 
- I zostawisz mnie tu?
- Zostawię.
- To będę musiał iść sam? 
- No tak!
- (widać, że Młody analizuje...)To przepraszam już tak nie robię. (Nie opłacało mu się!)



piątek, 17 lutego 2012

Tramwaj +

Jestem zazdrosna! Jestem bardzo zazdrosna o czas, o emocje, o radość, o błysk w oku mojego dziecka. To wszystko ma dziadek J., bo to On od grudnia odbiera Młodego z przedszkola (i tym samym bardzo nam pomaga, bo do przedszkola za daleko jak na zimowy spacer z dzidziusiem). To w drodze powrotnej z przedszkola toczą się najciekawsze dyskusje. W drodze do domu to nie tylko Młody poznaje świat. To dorosły ma zaszczyt poznawać świat oczami trzylatka. Zatrzymać się, zapatrzeć, zachwycić i jednocześnie poczuć się kimś ważnym, autorytetem dla młodego człowieka. Kiedy, jak nie na spacerze z dzieckiem można do woli przypatrywać się pracy operatora koparki, zachwycać jego precyzją i komentować do woli, nie wychodząc przy tym na dziwaka. Jak by to wyglądało, gdybym głaskała wszystkie koty na naszym osiedlu (a jest ich sporo) albo "zaliczała" wszystkie kałuże rozchlapując wodę i mocząc skarpetki, a nie byłoby obok małego chłopca? 
Dzisiaj np. Młodemu dane było siąść za kierownicą (a raczej panelem sterującym) nowego tramwaju, a nawet prowadzić go całe 30 m!! Chłopaki (Szymon i Dziadek) zwykle jadą do pętli. Dziś pan motorniczy na samym końcu trasy, już za końcowym przystankiem zaprosił Młodego do kabiny. Chciałabym widzieć TE OCZY na żywo. Chociaż sama nie wiem, komu ta sytuacja sprawiła większą radość Młodemu, czy Dziadkowi. Muszę wyciągnąć od Dziadka fotkę-dowód.
Eh, kiedy wreszcie będzie wiosna?!

P.S. Jest fotka - trochę nieostra ale jest


środa, 15 lutego 2012

A jednak...

...nas też to dotyczy.
Do dziś byłam przekonana, że mój starszy synek jest taaaki wyjątkowy bo przyjął pojawienie się braciszka z dużą dojrzałością, wyrozumiałością i miłością. A ta wyjątkowość jest wynikiem mądrego i przemyślanego postępowania mojej osoby, rzecz jasna. Bo przecież całe dziewięć miesięcy myślałam i zaplanowałam wszystko.  Dodatkowo ten wspaniały synek utrzymywał matkę w tym błędnym przekonaniu równe sześć tygodni. A pycha rosła i rosła i nadymała aż do dziś. - PING PONG PĘKŁ (czyt. peng). Bo oto dziś do łóżeczka Jasia, niczym pocisk, wpadło pudełeczko Sudocremu. A w łóżeczku Jaś akurat był....

- Co robisz, przecież mogłeś trafić Jasia!
- Bo ja tego dzidziusia nie lubię. Trzeba go włożyć do brzucha.

Tego mój plan nie zakładał, co robić?
Opcja 1 - Puścić mimo uszu. - Nieeee, to stanowczo nie pedagogiczne...
Opcja 2 - Wyperswadować Młodemu głupie pomysły. -Jasne!!! On "zrozumie", a ja przy tym zaryzykuję, zaostrzenie "konfliktu". Dodatkowo obniżę poczucie wartości Młodego. Młody w najlepszym razie obrazi się a w najgorszym będzie mu "bardzo chmutno". Ja będę miała wyrzuty sumienia. Czyli po prostu zepsuty wieczór.
Opcja 3 - Rozładować napięcie i wytłumaczyć "na spokojnie". I tak też zrobiłam. Czyli krzyknełam: "Ja Ciebie zaraz wsadzę do brzucha, dawać Szymona". I zaczęło się ganianie, uciekanie, łaskotanie, smiechy, chichy. Na koniec Młody sam doszedł do wniosku, że On Dzidziusia już lubi i nawet dał mu na chwilę Kicusia. A to już jest wieelką nobilitacją. Dalsze przepraszanie musiałam przerwać bo szło w nie właściwą stronę. Ze skrajności w skrajność.
Podsumowująć: Z Szymka jest całkiem normalny trzylatek, a ze mnie całkiem normalna mama.

sobota, 11 lutego 2012

Przedsiębiorczość

- Szymek, co robisz?
- Jadę do pracy, bo nie ma pieniążków na nowe auto.
- A co będziesz w tej pracy robił?
- Wystawiał faktury...

No tak, nowe pokolenie...Całe szczęście, że "przedsiębiorczości" nie odziedziczył po mamusi...Bo Matka to totalna noga z zakresu makro- mikro- a nawet nanoekonomii, nie mówiąc już o znajomości zagadnień związanych z bankowością. Gdyby nie Tatuś to pewnie dorównałaby "jedynemu prawowitemu prezesowi pewnej partii" i trzymała pieniądze w skarpecie...

Jedyne prawo jakie znam to takie: (podane na przykładzie, bo terminologii też nie znam)
Jeśli skarpetki kosztowały 20 zł a zostały przecenione na 16 zł, to kupując je zaoszczędzę 4 zł. Jeśli natomiast skarpetek nie kupię to nie dość, że zaoszczędzę 16 zł, to jeszcze miejsce w szufladzie (bo tak na prawdę wcale ich nie potrzebuję). Wyjątek stanowią buty, które są potrzebne zawsze.

Tatuś tłumaczy mi, że idąc tym tokiem myślenia to chcąc szybko zaoszczędzić sporą sumkę pieniędzy powinnam "wsiąść do auta i przejechać przez miasto tylko na czerwonych światłach a następnie zsumować wartość wszystkich nieotrzymanych mandatów". Ja dodam od siebie koszty odzyskania prawa jazdy.

wtorek, 7 lutego 2012

No i co?! No zjadłam ciastka z choinki!! No ale trzeba było w końcu ją rozebrać!! No przecież wieeem, miałam  nie jeść słodyczy. Wiem, wiem , Malucha może brzuszek boleć - cukier, sztuczne barwniki...No ale czekolady od porodu nie ruszyłam!! Oj tam biała, biała się nie liczy! Ale ile można być na głodzie?!! Z czegoś ten pokarm muszę produkować!! Dieta matki karmiącej? Jabłka zjadłam - 3 sztuki!!! Z polskiego sadu!
No wiem! Ale...
A dzisiaj to nawet chciałam taki zdrowy obiadek zrobić, na prawdę! I listę zdrowych produktów zrobiłam i już buty ubrałam i Malucha w kombinezon wpakowałam i ....Tatuś zabrał kluczyk - ten co chroni wózek Malucha przed złodziejami, a bez wózka przecież się nie da w taki mróz. A chciałam...

Może jutro mi się uda. Wyjdę na te zakupy i obiad ugotuję i słodyczy nie ruszę, nawet tego batona musli. Może od jutra. I uda mi wyszczupleją i zęby nie będą się psuły i szpilki sobie kupię, takie beżowe jak miała Socha - od jutra.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Zazdrość

Dzidziuś jest kochany, Dzidziuś jest fajny, ale bez przesady. Są chwilę, że dzidziuś musi poczekać. Cały dzień byłem grzeczny i samodzielny. Dopiero wieczorem chciałem, żeby mama przeczytała bajkę, i co?
Akurat wtedy brat zapragnął zjeść kolację i zabrać to nasze - moje i mamy 10 minut.  Krzyczy. Specjalnie mi to nie przeszkadza - niech sobie krzyczy, ale mama zaczyna być niespokojna, kręci się, w końcu mówi, że "chyba musi iść" a bajkę dokończy tata. -O nie! "nie idź" (a Jasiek łeee łeee). Po chwili Jasia przyniósł tata i zaczynają kombinować, że Dzidziuś będzie jadł a mama będzie czytać.- Bez przesady! "Oddaj tego Dzidziusia tatusiowi!!!" On krzyczy - ja też potrafię!!!

I zaczęła się histeria!!! Co było robić, tym razem Młodszy musiał ustąpić. Chwila przytulania, bajka (nawet niecała). Nie można było tak od razu?

Trochę nie na temat  - Brygada RR wiesza suszarkę


piątek, 3 lutego 2012

"Popisy aktorskie"

Już nie wiem, co mam myśleć. Zachowanie Młodego jest dla mnie niezrozumiałe. Nie ogarniam.

Sytuacja 1
Zbliżał się bal przebierańców w przedszkolu. Znając niechęć Młodego do wszelkiego rodzaju występów publicznych, zaczęliśmy go przygotowywać do tego wydarzenia dużo wcześniej. Najpierw Szymek uważał, że nie przebierze się i już. Wreszcie udało się dziadkowi. Zaproponował strój kota. Młody się zgodził. Ja chwyciłam się tej możliwości jak ostatniej deski ratunku. Przeczesałam internet, znalazłam. Strój kotka został dostarczony, wyprany, powieszony na wieszaku i ....wisiał, wisiał, a Młody na każdą sugestię o przymierzeniu reagował "może jutro". A bal się zbliżał. W końcu Tatuś sam przebrał się za kota, a Młody wziął przykład. 
W przedszkolu początkowo nie chciał, ale jak już wszystkie dzieci się przebrały, zgodził się (łaskawie) choć bez przekonania. 

Sytuacja 2
Niedawno były dni Babci i Dziadka. Z tej okazji dzieci  (a przede wszystkim panie) przygotowały wierszyki i piosenki. Młody na każde wspomnienie o wierszykach reagował "ale ja śpiewał nie będę i wierszyka nie powiem" Umiał, bo różnymi dziwnymi fortelami  sprawdziłam to. Na przedstawienie stawili się obaj nasi dziadkowie i jedna babcia. Druga babcia zaznaczyła swoją obecność pysznymi rogalikami z serem.
A Młody "nie!!" I przesiedział przedstawienie na kolanach dziadka. Za to na drugiej, mniej oficjalnej części imprezy czuł się jak ryba w wodzie. M.in. częstował obcych ludzi faworkami, ciasteczkami...

Sytuacja 3
Dziadek odbiera Młodego z przedszkola, i co zastaje? Młodego, nagradzanego brawami po tym jak odegrał rolę wrony przed dziećmi z dwóch grup przedszkolnych i paniami nauczycielkami. Na widok dziadka zaparł się i żadnej wrony pokazać już nie chciał. W domu wypierał się, zmieniał temat.

Czy ktoś mądrzejszy może mi to wytłumaczyć. Nie pomagają groźby, prośby, próby przekupstwa, szantaż emocjonalny, robienie z siebie idiotki. Dosłownie nic.  Jeśli to próba skupienia na sobie naszej uwagi, to dlaczego zmienia temat? Czy to zwykły upór? Może po mamusi uparty. Tylko, że akurat wierszyki to mamusia deklamowała czy chciał tego ktoś słuchać, czy nie.

Kot w czerwonych skarpetach