Jakiś czas temu Szymon wrócił ze szkoły ze skwaszoną miną, a na codzienne pytanie "Jak Ci minął dzień" odpowiedział krótko - To był najgorszy dzień w szkole ze wszystkich!
Nie chciał puścić pary ust, ale w końcu wyciągnęłam o co chodzi.
Koledzy go przezywali. Szczególnie zabolało go to, że przezywał "najlepszy kolega". Dopytałam jak go przezywali - od nazwiska.
Wytłumaczyłam, że w gruncie rzeczy to jak jest przezywany nie jest szczególnie obraźliwe. Dokładnie tak samo czasem wołają na jego Tatę jego przyjaciele Wujek 1 i Wujek 2 i tata wcale się o to nie obraża. Ale jeśli Szymona to boli i sprawia mu przykrość powinien jasno powiedzieć kolegom, że mu się to nie podoba, bo nikt nie powinien go przezywać jeśli sobie tego nie życzy. Młody myślał, myślał, wypytał się o znaczenie nazwisk kolegów...
Mijają kolejne dni, już nie smutne. Zmienił się "najlepszy kolega". Wydawało mi się, że sprawa przezywania ucichła. Aż któregoś dnia dostaję maila od Wychowawczyni Szymka z krótką informacją "Szymek dzisiaj uczył się reagować na zaczepki kolegów i nawet fajnie mu to wychodziło". Hmmm ....dziwna informacja.
Podpytałam Szymka o co chodzi. A on, że niektórzy chłopcy go przezywają, ale mnie posłuchał i już się nie przejmuje. I powiedział, że jeśli oni będą nazywać go tak jak nazywają, to on ich będzie nazywał......
A kilka dni później w zeszycie znalazłam:
"Pochwała dla Szymona za wyjątkową cierpliwość wykazaną w bieżącym tygodniu (Wychowawczyni)".
A Szymek podsumował "Już mnie nie przezywają. I wiesz mamo, nikt mnie nie może obrazić. Czasem mogę co najwyżej obrazić się sam"
I muszę powiedzieć że jestem dumna. Dumna z dziecka bo rzeczywiście wykazało się cierpliwością, mądrością. Jestem dumna z Nauczycielki, która trzymała rękę na pulsie ale nie ingerowała zbyt szybko, dając dzieciom szansę na rozwiązanie trudnej sytuacji, z które mogła przecież wyniknąć spirala agresji. Dumna jestem wreszcie z siebie, bo.... bo tak! ;) Kolejny zdany egzamin....no może mała kartkóweczka, ale zawsze coś.
Miło jest usłyszeć od nauczycielki "Gratuluję pani wychowania syna!" lub od jednej z mam "Jaki ten Szymon jest grzeczny. Taki zrównoważony, posłuszny, aktywny gdy trzeba, a skupiony gdy wymaga tego sytuacja....taki idealny".
Nie, nie mam idealnego dziecka. Nie ma idealnych dzieci, albo inaczej - wszystkie mogą być idealne, trzeba im tylko to umożliwić. Dać im szansę zrozumieć, przemyśleć, dokonać wyboru, pamiętając, że agresja rodzi agresję. Taki truizm, ale ile razy słyszę na korytarzu od rodzica "to mu oddaj" a potem "dzieci są okrutne". Nie, to nie dzieci są okrutne. Dzieci są tylko odbiciem nas samych i ich okrucieństwo jest naszym okrucieństwem.
P.S. A Pani Wychowawczyni? Zazdroszczę Szymkowi. Ja takiej nie miałam. Ma świetny kontakt i rodzicami i dziećmi.