Czas pędzi jak szalony. Nasze pierworodne maleństwo skończyło już pięć lat. Weszło w wiek kiedy nie pochłania już wszystkiego co się dzieje dookoła całościowo i bezkrytycznie. Wyciąga niesłychanie logiczne wnioski. Coraz wyraźniej widać jego predyspozycje i zainteresowania. A ja? Szaleję!
Z jednej strony łapię i delektuję się wszystkimi chwilami gdy mam przed sobą swojego małego syneczka. Maluszka, który wpycha mi się na kolana, kłóci kto kogo mocniej kocha, płacze nad utraconą zabawką, bo wiem, że niedługo to wszystko przeminie. Niedługo wstydem będzie dać mamie buziaka.
Z drugiej strony przeraża mnie zbliżający się "wiek szkolny". Programy nauczania, które pozostawiają wiele do życzenia. Jak wspomagać dziecko w rozwijaniu zdolności? Jak nie przegapić talentów? Jak zachęcać by nie zniechęcić? Jak obciążać aby nie przeciążyć? Jak przygotować do wszechobecnego wyścigu szczurów tak by pozostało dzieckiem na miarę swojego wieku? Jak chronić by nie rozstawić klosza? Jak usamodzielniać by czuło wsparcie? No jak??
Szaleję i jestem tego świadoma. Napędzam się i jednocześnie wyhamowuję. Zdrowy rozsądku przybywaj!
A na razie zapisałam Młodego na szachy :) Już teraz i dopiero teraz. Zrobiłabym to wcześniej ale tatuś był przeciwny. Przypuszczam, że bał się, ze chcę wyhodować "mózgowca" rodem z amerykańskiego filmu - czytaj fajtłapę :) A gdzież bym śmiała! :) Pierwsza wypchnę go do grona rówieśników! A jeśli przy okazji będzie to grono o podobnych - myślicielsko-inżynieryjnych zainteresowaniach ... ;)
Przed pierwszymi zajęciami Młody, jak to Mlody - PRZERAŻONY. Już w przedszkolu był płacz: "Za wcześnie mnie odebrałaś! O 22 minuty za wcześnie!", "Może nie dzisiaj...Może za tydzień...", "Pójdę tylko ten jeden raz, ale ty idź ze mną. TYLKO JEDEN!!", "A co jeśli inni będą potrafili a ja nie?!"
Obiecałam, że jeśli będzie źle, ciemno, głośno (ciągle jeszcze pojawia się nadwrażliwość na dźwięki), smutno, strasznie, tu padło 1000 innych epitetów, WYCHODZIMY i nie wracamy. A Polinką nad Odrą i tak się przejedziemy. A tuż po zajęciach: "następnym razem jak tu przyjedziemy to też kupisz mi taki jogurcik??" Czyli będzie następny raz - hurra! A tydzień później w szatni w przedszkolnej, tak mimochodem a jednak głośniej niż normalnie, niby do siebie a jednak tak, żeby wszyscy obecni słyszeli - "Ja dzisiaj się spieszę bo jadę na szachy!".
I tak narodził się piątkowy rytuał: autobusem na politechnikę, po zajęciach przyjeżdża tatuś i razem myk Polinką nad Odrą. Co za radość!
I żeby nie było, że mózgowiec i pewnie nie bardzo sprawny - TA DAM :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz