wtorek, 19 listopada 2013

Mikrokosmos

Dżony przeziębiony. Nie żeby nas cieszył ten fakt, ale i niedyspozycję Młodszego można wykorzystać w celach naukowych. Jaś padł o 18:00 a to znaczy, że mieliśmy aż dwie godziny TYLKO dla Szymonka. Wyciągnęliśmy więc...mikroskop. 
Szymon już od jakiegoś czasu męczył "A co to? A po co? A dlaczego?" a skoro na naukę nigdy nie jest za wcześnie...
Matka mogła się wykazać i przygotowywała preparaty, a  Dziedzic oglądał i komentował. Obejrzeliśmy:
- standardowo komórki cebuli
- literki wycięte z gazety (po to, żeby pokazać, że obraz jest obrócony)
- kawałki zastygłej lawy przywiezione z Islandii
- muszelki nie wiadomego pochodzenia, najprawdopodobniej jednak z Bałtyku
- kryształki soli i cukru
- liść fiołka alpejskiego
- nogę muchy domowej (nie wyrywaliśmy nóg musze, skorzystaliśmy z gotowego preparatu)
- cebulkę włosa - matki oczywiście
- erytrocyty również matki - Wiadomo, że dałaby się pokroić za Młodego, dlaczego więc nie miałaby dać się pokłuć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz