Wczoraj Szymon przewrócił się i COŚ sobie zrobił w stopę. Nie wiem co, ale chyba nic poważnego bo na nóżce nie ma śladu ani zaczerwienienia ani obrzęku. A jednak Młody utyka. Dziś do tramwaju doszedł, z tramwaju też, a jednak coś jest nie tak.
- Szymusiu, nóżka dalej cię boli?
- Nieee, tylko tak tloseckę. Tylko tak tutaj. Ale jesce tylko jeden tygodń i nie będzie bolała.
Wieczór, książeczka, buziak, karaluch pod poduchy...światło zgaszone. Nagle- kuśtyk, kuśtyk dziecię przyszło. Wpakowało się mamusi na kolana, po chwili znów wstało i demonstruje:
- Zobac jak ja ledwo chodzę, widzis?!
- Widzę, i co? Mam cię zanieść do łóżeczka?
- Taaak, ale najpielw zanieś mnie do kibelka...
Zaniosłam i wytłumaczyłam dziecku, tak na wszelki wypadek, że jakby w przyszłości chciał się wdrapać na kolana, przytulić, czy poprosić mamę, żeby zaniosła do łóżka. Nie potrzebuje do tego bolącej nóżki.
Ehh, mój dzielny mały mężczyzna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz