Zapakowaliśmy (nie mam pojęcia jak) namiot, śpiwory, maty, składane krzesła, walizki, pieluchy, mleka, słoiczki, deserki, rowerek, wózek, 2 foteliki i 1000 innych drobiazgów. Na koniec wsadziliśmy nasze mniejsze lub większe 4 x 4 = 12 liter, a na piątym, wolnym siedzeniu upchaliśmy kosz z prowiantem i w drogę.
TAK - z dziećmi pod namiot
TAK - do Włoch
TAK - samochodem
Jasne, że trochę trudniej podróżować z dziećmi, ale WARTO!!!
Trasa w wielkim skrócie:
Dzień pierwszy (a właściwie wieczór i dłuuuga noc).
Wyjechaliśmy o godzinie 20:00 czyli dokładnie o tej porze o której chłopcy zwykle są już w łóżkach. Nakarmionych, wykapanych, ubranych w wygodne dresiki pasażerów wsadziliśmy w foteliki. Obaj mają jeszcze fotele rozkładane, umożliwiające spanie. Ostatnio nawet planowałam zakup bardziej "dorosłego" dla Szymona, w końcu ma chłop 4 lata (i 4 m-ce), ale po co, skoro i wagowo i rozmiarowo mieści się w rozkładanym, wygodnymo Maxi-cosi. Pierwszy postój był już po 5 minutach - trzeba było wymienić żarówkę w aucie (oczywiście!!!) a o godzinie 16:00 jeszcze świeciła (oczywiście!!!). Ale potem poszło już gładko. Autostradą do samych Włoch. Wybraliśmy trasę przez Monachium, troszkę dłuższą, ale za to bez toczenia się po polskich i czeskich dróżkach. Jechaliśmy na zmianę - nie ma wyjścia, jeśli się chce przejechać jak najdalej, wykorzystując błogą ciszę panującą na pokładzie, zanim Potworki się obudzą, trzeba pruć ile maszyna (i ograniczenia prędkości) pozwolą. Jedna przerwa na szybkie siku i zmianę kierowców, bez gaszenia silnika. I tak do 3:00 rano. Zmogło nas oboje, więc trzeba było stanąć, i tak byliśmy dumni, że udało się przejechać aż 7 godzin bez przerwy. 2 godziny spania w aucie i dalej w drogę. Dzieci obudziły się rano. Janek dostał swoją butlę o 6:00 (bez postoju) i spał sobie kolejne 2 godziny.
Dzień drugi - Przeprawa przez zapierające dych w piersiach alpejskie doliny. Zaplanowaliśmy długi odpoczynek wraz z noclegiem gdzieś w Dolomitach. Bo tak. Bo chcieliśmy zobaczyć i poczuć coś czego jeszcze nie widzieliśmy. Plany pokrzyżowała pogoda. Przywitały nas 3 st. C, 3 metrowe zaspy na poboczu drogi i mżawka a właściwie nisko wiszące (chyba nawet leżące na ziemi) chmury.
Szybka zmiana planów - kawa, śniadanie i spadamy na południe. I tak wylądowaliśmy w pięknej Bolonii. Pooglądaliśmy, spałaszowaliśmy najpyszniejszą lazanię jaką można sobie wyobrazić (moje dotychczasowe pojęcie o tym daniu legło w gruzach). Na koniec nocleg w hotelu (no, poszliśmy na łatwiznę, przyznaję się).
Dzień trzeci - Na RZYM :D
Autostradą aż na pole namiotowe w samym Rzymie. Czynności standardowe - postawienie namiotu i rekonesans po campingu i okolicy.
Dla zainteresowanych szczegółami: Namiot mamy 3 komorowy - 2 sypialnie i duży przedsionek pośrodku. Chłopcy mieli swój "pokoik" rodzice swój. Spali obaj na tym samym dość szerokim materacu. Jeden wzdłuż, drugi w poprzek "w nogach" brata. Nie miało tak być ale tak wyszło i tak im było najwygodniej. Szymek ma swój śpiwór dziecięcy - jak dorosły tylko mniejszy rozmiarem, Janek spał w śpiworku dla niemowląt (małych dzieci). Obok materaca mieli rozłożoną matę na wypadek gdyby któryś spadł.
Obozowisko ;) |
Stacja kolejowa znajdowała się 700 m od campingu. Co było bardzo wygodne bo dojazd do centrum miasta zajmował 15 minut. Pociągi nie stoją na szczęście w rzymskich korkach ;) |
świetna sprawa:) wybieram się w podobną wycieczkę w e wrześniu ze znajomymi:) Moglibyście podać nazwę pola namiotowego, oraz kilka informacji (wasza opinia, ceny itp)
OdpowiedzUsuń