Wakacje za nami. Zrobiły co miały zrobić. Nie odpoczęłam, ale nabrałam dystansu. Przegadaliśmy wiele, przedsięwzięliśmy jeszcze więcej. A jedna niepozorna rzecz w tym całym galimatiasie dała mi wytchnienie i uspokojenie. Pomalowaliśmy pokój. Niby nic a jednak. Ostatnio malowany był w "epoce przed dziećmi". W czasie owym kolor dobieraliśmy wedle ówczesnych upodobań. Było morelowo? brzoskwniowo? łososiowo? Nie ważne jaka potrawa ale na pewno pobudzająca wydzielanie soku żołądkowego. Bo właśnie pobudzenia wtedy potrzebowaliśmy. Dziś wrażeń i pobudzenia mamy ile dusza zabraknie, ściany przybrały więc barwę szlachetnej, złamanej prawie-bieli. Każda forma uspokajania i wyciszania się stała się na wagę złota.
A zmieniło się sporo. Mam dwóch przedszkolaków :D Nie, nie puściłam Szymona do szkoły. Pięć i pół roku to za wcześnie na siedzenie w ławce i kropka. Że niby nie stymuluję rozwoju dziecka?! Jeśli się ma do czynienia z TAKIM przedszkolem i TAKIMI nauczycielkami przedszkolnymi to aż się chce, żeby dziecię do przedszkola chodziło jak najdłużej. Obawiam się, że szkoła kontynuacją tego stanu rzeczy nie będzie...... Tak! Przejrzałam "Nasz elementarz"....ehh...a będzie obowiązywał również w przyszłym roku. Nie chodzi mi o to, że gorszy od innych dzisiejszych. Raczej o to, że każdy dzisiejszy jest inny od "moich" standardów.
(Kiedyś sklecę coś więcej na ten temat)
Przed nami tydzień "ogarniania" czyli zebrań przedszkolnych, zapisów na zajęcia dodatkowe, układania planów, podliczania możliwości, także finansowych, dzieje się...
A przecież nie wszystko kręci się wokół dzieci. Teraz czas by trochę się odkleiły i chłonęły świat. Teraz nadszedł moment szansy na samorozwój, realizowanie planów zawodowych.
<Podekscytowana, zadowolona, podniecona, trochę przestraszona>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz