No więc jest taki związek? A jest! Zwłaszcza gdy smartfon schowany jest głęboko w kieszeni!
Już śpieszę z wyjaśnieniami.
Wczoraj w wyniku kilku zbiegów okoliczności i niecodziennych sytuacji wylądowaliśmy na pizzy. Nie w pizzerii ale w normalnej restauracji. Takiej z białymi obrusami i kwiatami. Zamówiliśmy, zjedliśmy a na koniec przyszła kelnerka i przyniosła naszym dzieciom lody. Nie byle jakie lody. Porządne w pucharkach, z owocami, czekoladą. I powiedziała, że to dla dzieci gratis od firmy...za grzeczność.
SZOK
Cóż więc takiego niezwykłego te nasze dzieci zrobiły? Nic. Tylko tyle co każde dziecko zrobić powinno. Usiadły, razem z nami wybrały, poczekały, zjadły. Tak po prostu bez grymaszenia (co przy pizzy trudne nie jest), bez śmiecenia, wstawania, biegania, krzyczenia, przeszkadzania, zabierania, wymuszania, przestawiania sprzętów.... Rozmawiały przy tym z nami o przedszkolu, zadawały tysiące pytań (jak zwykle), otrzymały odpowiedzi (jak zwykle). Nikt nie podnosił głosu, bo po co. Może serce kelnerki zmiękczył Jaś swoim "Dziękuję, już skończyłem, czy mogę wstać?". Nie wiem.
Nie, nie mam idealnych dzieci. Nie, nie zastraszam ich. Nie, nie szantażuję. Nie, nie tresuję. Tak, bywają nieznośne, ale...zawsze mają ku temu powód. Jeden z dwóch powodów:
1. Są zmęczone.
Pracuję nad sobą, by nie wymagać od dzieci zbyt wiele gdy są zmęczone. Gdy dziecku kleją się oczy po długim dniu, nie jest to dobry czas na intensywne zajęcia. Czasem warto zostawić sprzątanie zabawek na dzień następny. Czasem warto zrezygnować z części kolacji. Odpuścić. Zmęczone dziecko to nie jest dziecko słuchające. To nie czas na wychowywanie, na to był czas wcześniej gdy miało siły i słuchało. To czas na skracanie, szybkie zakończenie niekomfortowej sytuacji, męczącej dla wszystkich. To czas na kompromis.
Czasem wieczorem w moich chłopców wstępuje jakiś czort. Szaleją wygłupiają się. Nie można nad nimi zapanować. Znacie to?? I jak taka sytuacja zwykle się kończy? Bo u nas histerią! Od śmiechu jest tylko mały krok do płaczu.
Recepta - wieczorem jest czas na wyciszenie, na rytuały. Tak rytuały. To ważne nie tylko dla niemowlęcia. To ważne dla każdego człowieka. Wyciszenie, uspokojenie, spokojny sen.
2. Nie dostają tyle uwagi ile potrzebują.
Usilnie próbują tę uwagę na nas wymóc.
Niedawno wprowadziłam bezwzględny zakaz zabawy przy jedzeniu. Dla wszystkich. Talerz to nie rondo dla resoraków. Widelec to nie skocznia narciarska. Wymagam nie tylko od dzieci. Obiad/kolacja to nie czas na zabawę smartfonem. Nie dla wszystkich to takie oczywiste. A czy wiecie, że w wielu domach nie ma nawet stołu?
Niedawno trafiłam na artykuł na ten temat. (klik klik). Wyniki badań pokazują jak zmienia się zachowanie dzieci, których rodzice mniej lub bardziej świadomie je ignorują wsadzając swoje nosy w smarfony, tablety itd. itp. Ciekawe...
No więc staram się nie ignorować. Staramy się przynajmniej jeden posiłek jeść wspólnie przy stole. To nasz czas, Czas na rozmowę. Tak wiele a tak niewiele.
Wiem, wiem wszyscy jesteśmy zagonieni, mamy tysiące obowiązków, pędzimy, ale...
Wczoraj naprawdę byłam dumna. Dumna z dzieci...dumna z nas. Taki mały sukces rodzicielski, który ktoś obcy zauważył.
P.S. A niedawno w tramwaju rozbawiła mnie pewna sytuacja. Mama z córeczką (10 może 11 lat) wracały z zakupów obładowane torbami. Postawiły je w miejscu na bagaż. Mama odpłynęła w świecie telefonowej gierki. Córka pilnowała toreb. W pewnym momencie Córeczka mówi "Mamo, schowaj już ten telefon, za chwilę wysiadamy. Mamo! Słyszysz? Schowaj to! PROSZĘ!" i zaczyna rozdzielać między mamę a siebie torby z zakupami.
Całkowita zamiana ról! Gesty, słowa...
Ta sytuacja z tramwaju dla mnie nie jest śmieszna. Jest straszna...
OdpowiedzUsuńNie, to nie była straszna sytuacja. Była zabawna. Naprawdę. To nie była scena w której zaniedbywane dziecko musi szybko dorosnąć bo nieodpowiedzialność matki je zmusiła. A nawet jeśli by tak było, mój kontakt był za krótki by wydać opinię i rzucić kamień.
UsuńTo była raczej scena, w której dziecko przyjmuje ton swojej mamy chwilowo wykorzystując jej słabość. Mam wrażenie, że sama mama dostrzegła to coś co ja. Bo na jej twarzy widać było mieszankę wstydu i dumy.
To było coś co dostrzegam codziennie w moich dzieciach- siebie samą. To coś co zmusza mnie do pracy nad sobą. Jaś grożący paluszkiem "tak nie wolno lobić".
A może się mylę....ale intuicja podpowiada mi, że chyba nie ;)