...nas też to dotyczy.
Do dziś byłam przekonana, że mój starszy synek jest taaaki wyjątkowy bo przyjął pojawienie się braciszka z dużą dojrzałością, wyrozumiałością i miłością. A ta wyjątkowość jest wynikiem mądrego i przemyślanego postępowania mojej osoby, rzecz jasna. Bo przecież całe dziewięć miesięcy myślałam i zaplanowałam wszystko. Dodatkowo ten wspaniały synek utrzymywał matkę w tym błędnym przekonaniu równe sześć tygodni. A pycha rosła i rosła i nadymała aż do dziś. - PING PONG PĘKŁ (czyt. peng). Bo oto dziś do łóżeczka Jasia, niczym pocisk, wpadło pudełeczko Sudocremu. A w łóżeczku Jaś akurat był....
- Co robisz, przecież mogłeś trafić Jasia!
- Bo ja tego dzidziusia nie lubię. Trzeba go włożyć do brzucha.
Tego mój plan nie zakładał, co robić?
Opcja 1 - Puścić mimo uszu. - Nieeee, to stanowczo nie pedagogiczne...
Opcja 2 - Wyperswadować Młodemu głupie pomysły. -Jasne!!! On "zrozumie", a ja przy tym zaryzykuję, zaostrzenie "konfliktu". Dodatkowo obniżę poczucie wartości Młodego. Młody w najlepszym razie obrazi się a w najgorszym będzie mu "bardzo chmutno". Ja będę miała wyrzuty sumienia. Czyli po prostu zepsuty wieczór.
Opcja 3 - Rozładować napięcie i wytłumaczyć "na spokojnie". I tak też zrobiłam. Czyli krzyknełam: "Ja Ciebie zaraz wsadzę do brzucha, dawać Szymona". I zaczęło się ganianie, uciekanie, łaskotanie, smiechy, chichy. Na koniec Młody sam doszedł do wniosku, że On Dzidziusia już lubi i nawet dał mu na chwilę Kicusia. A to już jest wieelką nobilitacją. Dalsze przepraszanie musiałam przerwać bo szło w nie właściwą stronę. Ze skrajności w skrajność.
Podsumowująć: Z Szymka jest całkiem normalny trzylatek, a ze mnie całkiem normalna mama.
Do dziś byłam przekonana, że mój starszy synek jest taaaki wyjątkowy bo przyjął pojawienie się braciszka z dużą dojrzałością, wyrozumiałością i miłością. A ta wyjątkowość jest wynikiem mądrego i przemyślanego postępowania mojej osoby, rzecz jasna. Bo przecież całe dziewięć miesięcy myślałam i zaplanowałam wszystko. Dodatkowo ten wspaniały synek utrzymywał matkę w tym błędnym przekonaniu równe sześć tygodni. A pycha rosła i rosła i nadymała aż do dziś. - PING PONG PĘKŁ (czyt. peng). Bo oto dziś do łóżeczka Jasia, niczym pocisk, wpadło pudełeczko Sudocremu. A w łóżeczku Jaś akurat był....
- Co robisz, przecież mogłeś trafić Jasia!
- Bo ja tego dzidziusia nie lubię. Trzeba go włożyć do brzucha.
Tego mój plan nie zakładał, co robić?
Opcja 1 - Puścić mimo uszu. - Nieeee, to stanowczo nie pedagogiczne...
Opcja 2 - Wyperswadować Młodemu głupie pomysły. -Jasne!!! On "zrozumie", a ja przy tym zaryzykuję, zaostrzenie "konfliktu". Dodatkowo obniżę poczucie wartości Młodego. Młody w najlepszym razie obrazi się a w najgorszym będzie mu "bardzo chmutno". Ja będę miała wyrzuty sumienia. Czyli po prostu zepsuty wieczór.
Opcja 3 - Rozładować napięcie i wytłumaczyć "na spokojnie". I tak też zrobiłam. Czyli krzyknełam: "Ja Ciebie zaraz wsadzę do brzucha, dawać Szymona". I zaczęło się ganianie, uciekanie, łaskotanie, smiechy, chichy. Na koniec Młody sam doszedł do wniosku, że On Dzidziusia już lubi i nawet dał mu na chwilę Kicusia. A to już jest wieelką nobilitacją. Dalsze przepraszanie musiałam przerwać bo szło w nie właściwą stronę. Ze skrajności w skrajność.
Podsumowująć: Z Szymka jest całkiem normalny trzylatek, a ze mnie całkiem normalna mama.
Gratuluje opanowania w podbramkowej sytuacji:) Przyznam, że zazdroszczę opanowania.
OdpowiedzUsuńTroszkę sobie poczytałam dzisiaj Twojego bloga. Fantastyczne masz dzieciaczki:)
Dziękuję, to bardzo miłe być chwaloną przez mamę, którą podziwiam :D
OdpowiedzUsuńdzieciaki umieją zaskakiwać!!! i mamy też:) cenny wpis - na pewno rozwiązanie przyda się nie jednej z nas:)
OdpowiedzUsuń