“You better watch out,
You better not cry,
Better not pout,
I'm telling you why:
Santa Claus is coming to town!”
You better not cry,
Better not pout,
I'm telling you why:
Santa Claus is coming to town!”
Pamiętam, 6.12.
był dla mnie kiedyś świętem – takim prawdziwym, oczekiwanym. A potem tajemnica
przestała być tajemnicą i czar prysł.
Myślałam, że znowu polubię
Mikołajki właśnie teraz, kiedy stoję po drugiej stronie barykady. Nie muszę już
czuć się niezręcznie. Nie muszę czekać, nie muszę się cieszyć bardziej niż
wymaga sytuacja. Bo bycie dzieckiem uświadomionym w sprawie „zagadki Św.
Mikołaja” wcale nie jest takie fajne. Właściwie to nie do końca wiedziałam, kto
był darczyńcą, a kto beneficjentem. Kto się bardziej cieszył dający, czy
obdarowywany?
Miałam nadzieję, że teraz znowu wszystko
będzie jasne, teraz znowu będzie po
równo. Tylko musimy się mocno starać, aby zagadka pozostała zagadką jak
najdłużej.
Młody rano był trochę zły, trochę rozżalony,
że obok łóżka leżało jakieś pudło, które nie pozwalało mu iść „popitulać się do
jodziców”. Dopiero po chwili smutek zamienił się w zdziwienie, zdziwienie w zainteresowanie,
a to z kolei w radość. Niestety jak już nadeszła pełnia szczęścia (nawet
śniadanko smakowało wyjątkowo dobrze) to Oni kazali iść do przedszkola i to
jeszcze w TEJ koszuli.
W ramach protestu Młody zbojkotował
bliższy kontakt z Mikołajem, który odwiedził przedszkole i tym samym pamiątkowego
zdjęcia nie będzie.
Po południu – prawdziwy najazd
posłanników Mikołaja. Choć prezenty przerosły oczekiwania, reakcja Młodego była
przewidywalna: „To ja idę do mojego pokoiku”, w domyśle: a Wy się tu bawcie.
Szkoda, że 6.12. nie wypadał np.
w sobotę. Dziecko mogłoby się spokojnie nacieszyć…
Następna akcja wkrótce – URODZINY
(tylko czy mama da jeszcze radę?)
P.S. Młodszy ustawił się w
pozycji startowej i tym samym odsunął widmo cesarki, UFF :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz