poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Moje bieganie

Wziąć się za siebie...powtarzam jak mantrę. Kiedy? Oczywiście "od jutra". Pod koniec ostatniego lata postanowiłam, że zacznę biegać. Marudziłam, jęczałam. Widocznie Mężuś się znudził moim jęczeniem bo wsiadł do auta i pojechał gdzieś, a wrócił z butami do biegania. Butami dla mnie. Zmierzyłam - jak robione na miarę. Nie było wyjścia, trzeba było się ruszyć. I ruszyłam. Znalazłam sobie plan treningowy dla początkujących. Ale kiedy może biegać mama? Oczywiście jak dzieci pójdą spać, albo chociaż wylądują w łózkach. A co to znaczyło w praktyce? To, że coraz szybciej robiło się ciemno i przyjemność z biegania była coraz mniejsza, aż samo bieganie wróciło tam skąd przyszło czyli strefy teoretycznych rozważań :/ 
 Wraz z początkiem roku pojawiły się po-sta-no-wie-nia. Zapisałam się na basen na hydrocycling - bo tak! Bo "coś innego", bo "coś rowerowego", bo więcej się spala, bo mniej obciąża stawy, bo, bo bo...
Głównie chodziło mi o stawy kolanowe. Bolały. Pomogło - boleć przestały. Ale co to jest 1 godzina w tygodniu? - NIC
A butki stały i się marnowały. I mąż pytał - Kiedy? - na co ja, że jak wiosna, przyjdzie a wiosna jak na złość pokazała ogólnie znany gest i nie przyszła. Przyszło za to "powiośnie". I kto zadziałał? - Mężuś! (ofkorss) Załatwił mi partnera do biegania! Zmanipulował nas oboje i oboje czuliśmy się "w obowiązku". Najważniejsze, że wypaliło i wygląda na to, że nadal będzie wypalało. 

Gdyby kogoś interesowało, to biegamy wg planu, który zakłada  3-4 treningi w każdym tygodniu wg uznania, formy i możliwości czasowych): 
  • Tydzień 1: 5x (1 min biegu + 5 min marszu)
  • Tydzień 2: 5x (2 min biegu + 4 min marszu)
  • Tydzień 3: 5x (3 min biegu + 3 min marszu)
  • Tydzień 4: 4x (5 min biegu + 2,5 min marszu)
  • Tydzień 5: 3x (7 min biegu + 3 min marszu)
  • Tydzień 6: 3x (8 min biegu + 2 min marszu)
  • Tydzień 7: 3x (9 min biegu + 3 min marszu)
  • Tydzień 8: 2x (13 min biegu + 2 min marszu)
  • Tydzień 9: 2x (14 min biegu + 1 min marszu)
  • Tydzień 10: 1x 30 minut ciągłego biegu

My zaczęliśmy do 4-tego tygodnia. Jak uda nam się skończyć to będziemy stopniowo wydłużać czas biegu. Dlaczego taki plan? Bo nie ma ani słowa o kilometrach. Trzeba biec swoim tempem. I tak mi się marzy za rok, może 2 (a jeszcze pewniej za 5), że się zapiszę i wezmę udział i pokażę O!

niedziela, 14 kwietnia 2013

Matka pracuje a chłopaki...podróżują

Wybrali się do wrocławskiej Mediateki czyli Miejskiej Biblioteki Publicznej. Po co? By podróżować. 
Od czwartku do soboty odbywał się RÓWNOLEŻNIK ZERO - Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza. Super inicjatywa, prawda? Chłopcy  wysłuchali trzech japońskich bajek, pobawili się klockami poruszanymi dzięki ogniwom fotowoltanicznym (tak przynajmniej powiedział Tatuś), poskakali na pufach. A Jaś został członkiem Miejskiej Biblioteki Publicznej  :) Tak Jaś :) Dostał nawet swoją własną NAJPRAWDZIWSZĄ  kartę biblioteczną i  kultową książeczkę z fantastycznymi ilustracjami na zachętę, o proszę taką (znacie?):

Poniżej program i fotorelacja:

Słuchali

i słuchali :)

Karuzela w Parku Staromiejskim znów działa - oznaka wiosny na równi z krokusami



sobota, 13 kwietnia 2013

Beniaminek

Mamy "Beniaminka" - 2 metry wzrostu, siedemnaście liści z czego 8 martwych (powinno być 8761213 jak przystało na drzewo). Proszę i proszę i nic. Marta widziała, z grzeczności nie wyśmiała :/

Ja: K...mać, czy Ty wreszcie wywalisz tego kwiatka?! Przecież to wstyd trzymać
Tatuś: ...ale to jest podlewane
Ja: No i co, że podlewane, ZOBACZ!! 
Tatuś: "Ejła nam padła?! uuuu...nie wyjąłem Ci szmatki bo jeszcze nie minęło 5 do 7 minut a jedynie 3.
Ja: He??
Tatuś: Herbatę Ci zrobiłem

....i znów rozłożona na łopatki a Beniaminek ZNÓW dostał kolejną szansę - "może odbije".

czwartek, 11 kwietnia 2013

Szach mat

Ja tam nie wiem - za wcześnie czy nie za wcześnie, ważne, żeby pokazywać różne opcje. A co sobie wybierze potem to już inna sprawa. Wczoraj padło na szachy. Zupełnie nie moja broszka...a szkoda.
Dobrze, że tatuś potrafi i co ważniejsze ma miłe wspomnienia z czasów szachowej edukacji. Może i Szymona obdzieli zapałem..Kto wie. Ale jak się zabrać do nauczania? Ja wynalazłam taką metodę: (klik klik).
 Na lekcji pierwszej chłopcy pobawili się figurami, ustawili we właściwej kolejności. Rozegrali partyjkę, na razie samymi pionkami. Po to by młody poznał podstawy podstaw -kto zaczyna, jak, w którą stronę. Po to by odniósł sukces - mógł zbić pionka taty. Lekcja kolejna - utrwalenie wiadomości. Potem wprowadzimy kolejną figurę. 
A Jaś? - jak zwykle towarzyszył, jak zwykle podpatrywał, jak zwykle brał bardzo czynny udział. :)


Partyjka 

P.S. Jaś jak zwykle...brudny :/ ale szczęśliwy. Banana i arbuza- sprawców zamieszania nie odnalazłam ani pod komodą ani pod kanapą, zatem chyba jednak wylądowały w Jankowym brzuchu. No i oczywiście na koszulce.