poniedziałek, 30 stycznia 2012

Wyż znad Syberii

Bywają też dni kiedy jest tak dobrze, że boję się do tego przyznać.
Dziś Synuś Starszy wstał bez większych protestów, poprzytulał się i nawet zjadł kaszę!! No zjadł to może za duże słowo, ale dał się nią nakarmić. Już słyszę: "taki duży chłopiec a nie je sam...". W sumie mógłby zjeść śniadanie w poniedziałek rano sam, tylko że musiałabym albo Go zbudzić godzinę wcześniej (i siebie też) a sobie i tatusiowi zaparzyć meliskę albo głodzić Go przez sobotę i niedzielę.
Tak czy owak kasza została zjedzona, chłopcy wyszli do przedszkola i pracy.
A My (ja i Synuś Młodszy) - do łóżeczka, tak na godzinkę. Potem "czynności zwyczajne" - śniadanko, ubieranie, przewijanie, znów jedzenie, kawka (zbożowa)... wszystko w tempie "jak nie teraz to za pół godziny". 
I spacer... w towarzystwie  wyżu znad Syberii . Złapaliśmy sporą dawkę optymizmu, nieco mniejszą witaminy D i jeszcze wymroziliśmy bakcyle. Zrobiliśmy małe zakupy i wzięliśmy się za gotowanie obiadu. Jaś zażądał lekcji gotowania. A co? Przecież nie będzie leżał sam!
W końcu wypracowaliśmy pewien kompromis: Maluch nie czuł się samotny a ja miałam wolne ręce.

piątek, 27 stycznia 2012

Jak nie urok to...

No i przyniosło dziecię jelitówkę z przedszkola. A miłość braterska kwitnie, że ho ho! Tu chyba nawet drut kolczasty nie pomoże. Na szczęście jest jeszcze taka instytucja jak dziadek, który zabierze Młodego do siebie, razem z przypadłością. A nie dalej jak wczoraj rozważałyśmy z pediatrą: szczepić Jaśka przeciw rotawirusom czy nie szczepić, 10-cio czy 13- walentną szczepionką. Oby tylko go starszy braciszek nie "zaszczepił" wersją demo...
Ehh...
A co na to Jaś? -Obdarzył matkę pierwszym świadomym (chyba) uśmiechem. Ku pokrzepieniu matczynego serca?

czwartek, 26 stycznia 2012

Marudzenie

Młody marudzi przed wyjściem do przedszkola bez wyraźnego powodu. Zwyczajnie szuka dziury w całym.
Ja: Szymonku, dlaczego ty dzisiaj tak strasznie marudzisz? Tobie robi się smutno, mi robi się smutno, tata się denerwuje. Chcesz, żeby wszystkim było smutno?
Młody: Ale przecież nie ma dzisiaj wesela!

Kurtyna

wtorek, 24 stycznia 2012

Braterska miłość..

O młodszego brata należy dbać:
- Pilnować, żeby nie wkładał rączek do buzi. (Mama: nie ciągnij Jasia tak mocno)
- Przytulać jak płacze: "Nie pać mój Kochany" (Mama: nic nie mówi, zaciska zęby) 
- Włączać pozytywkę w łóżeczku. (Mama: Szymonku nie rób tak bo spadniesz na Dzidziusia)
- Pokazywać bratu bajki. (Mama: Nie wykręcaj Jasiowi głowy.)
- Pomagać bratu dźwigać głowę bo mama mówiła, że mu ciężko czy coś takiego. (Mama: Zostaw mu główkę!)
- Dokarmiać bo jakiś taki mały. (Mama: Szymonku, Jasiu jest za mały na czekoladę!)
- Pobawić się z bratem (Mama: On jeszcze nie umie chwycić tej grzechotki!)

Podsumowując:
Byłbym znacznie lepszym bratem, gdyby nie...mama

P.S. Ale jestem z siebie dumna! Godzina 20:05 a moje dzieci nakarmione, wykąpane i śpią!! A Tatusia nie ma w tych newralgicznych momentach. Hmm....żeby tylko sobie nie pomyślał, że bez Niego lepiej mi wychodzi i nie zaczął znikać między 18:00 a 21:00.

sobota, 21 stycznia 2012

Wiosna w styczniu...

Jeden półgodzinny spacerek i proszę - jakoś jaśniej, weselej, przynajmniej na duszy. Przyzwyczajamy się do siebie, do nowej sytuacji. Wychodzimy z chaosu. Udaje nam się poukładać dzień. Zaczynamy planować. Może uda się gdzieś pojechać. Może uda się gdzieś wyjść. Może coś zobaczymy. Może nie kino ale jakaś wystawa, czemu nie.
Oby do wiosny...


Moje Skarby

Pierwszy spacer Janka

niedziela, 15 stycznia 2012

Baby blues

 No to się Matka pochorowała na dobre- zaległa, jeść nie chciała. Czterodniową huśtawkę 40-38-40-38 itd. zatrzymał wreszcie solidny antybiotyk. Pierwsza dawka została pożarta wraz z substancją pochłaniającą wilgoć. A już Tatuś usłyszał: co za idiota tak zapakował probiotyk, że trzeba użyć ostrych nożyczek!!!. Dopiero jak gorączka spadła to do Matki dotarło, że „ten idiota” właśnie zabezpieczył ową substancję przed takimi desperatami jak Matka. Zagryzła więc wargi, i tak już nieźle popękane, i grzecznie przyjęła probiotyk, w kapsułkach był, a jakże.
Malutkiemu cała ta sytuacja najwyraźniej odpowiadała. Zapałał jeszcze większą miłością do tej wyjątkowo ciepłej kobiety i przytulał się ile mógł. Trochę pocycał, trochę pospał. A że potówki na uszku od tej miłości?? Oj tam, oj tam!!
No ale za pięknie też nie może być! Antybiotyk zaczął działać, niby dziecku nie zaszkodzi, a Maluszka brzuszek rozbolał i boli nadal. Czy od leku, czy od mleka +40oC? Nie wiadomo.
Matka wreszcie wstała, otrzepała się i od razu rozpoczęła tańce z synkiem na rękach. Tatuś groził, prosił, ale Ona wie lepiej…

A hormony szaleją….matka beczy:
- bo nie ma siły a mieć powinna za dwóch
- bo Starszy braciszek spędza jedną noc na służbie u dziadków, gdzie obiera jajka na sałatkę (są dowody wysłane MMS-em) i jeszcze mówi przez telefon „Obejam jaja na sałatę dla Ciebie, wieś o tym?”
- bo pieczywo chrupkie z szynką, krupnik mamy i jabłko smakują tak samo (gdzie się podzieły kubki smakowe?!)
- bo w jedną noc przepociła wszystkie koszulki do karmienia, no i w czym ma spac?
- bo Tatuś został odesłany na czas gorączki na kanapę
- bo objechała teściów za glutaminian sodu i ma wyrzuty sumienia, a Oni zamiast się obrazić przynoszą łososia i warzywa – wszystko duszone na parze (pycha)
- bo Młody znów nie chce jeść a ona nie chce tych 10 min, może jedynych tego dnia, poświęcić na krzyk (niech nie je chyba się nie zagłodzi…)

Ehhh babo, chciałaś to masz…

czwartek, 12 stycznia 2012

Świadome rodzicielstwo cz.2


Ja:
Pięć dni energii, radości, sił a może adrenaliny i endrfin. Szósty dzień zjazd: osłabienie, zmęczenie wreszcie dreszcze i gorączka 40oC (no 39,9). O co chodzi? Paracetamol – zimne poty – 38oC  - znowy dreszcze – znowu 40oC – i znowu paracetamol. Ale już wiadomo o co chodzi. O piersi: twarde i obolałe. Właściwie trudno dotknąć. Położyłam się spać z wkładem do lodówki turystycznej pod pachą. Jasiu ratuj!
Dodatkowo niechciana kuracja odchudzająca – 1,5 kg w jedną noc. Tyle, że zakwasy duże.
Jaś:
Anioł, nie dziecko. Je, śpi albo leży i patrzy sobie. Najszczęśliwszy oczywiście na rękach, ale na kanapie albo w łóżeczku też nie jest źle. A jak mama niedomaga to w najgorszych momentach trzeba sobie wydłużyć drzemkę – żeby sobie kobitka odpoczęła. Jak wstanie na nogi to nadrobimy. Pozatym fajna ta mama, taka cieplutka.
Mój mały dżentelmen.
Szymonek:
Kocha braciszka. Przytula, całuje po rączkach i główce. A jak Mały wyda z siebie jakikolwiek dźwięk to Szymon jest pierwszy. Przystawia sobie stołek i zagląda „Nie płacz, mój dzidziusiu”.
Tylko na rodzicach trzeba się trochę wyładować. Szymonkowy sposób polega na nieograniczonym przedłużaniu jedzenia śniadania i kolacji. Nie da się tego opisać. Wszystko jest bardzo ważne, byle nie wziąć kromki chleba do ręki. Mama rwie włosy z głowy, tata traci cierpliwość a Młody nic – wyłączony.
Tatuś:
Jak zwykle – niezastąpiony. Prywatna pielęgniarka, tata i jeszcze chłopiec na posyłki. 

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Świadome rodzicielstwo cz.1 i JUC


Godz.18:45
(w tle dźwięki WOŚP)– do startu przygotować się, START:

Kasza dla Młodego, Młodszy do cyca, kupa, Młody: „nie chcę tej kaszy”, Młodszy „lee lee” -do cyca, Młody je kaszę, kupa, kąpiel, zabawa z pępkiem (wypuszczonym ze szpitala warunkowo), „lee lee” – do cyca, Młody do wanny, „Nieee chcę spaaać!!”, kupa, „No choć tu Tatuś, pobawimy się pociągiem”, „leee lee” (tym razem znaczy tyle co „znowu mi myjesz pupę, wstrętna czyściocho”), bajka o rzepce, do cyca, „taraz poczyta Mamusia”, Młodszy: „bee” (jak stary chłop), „teraz Mamusia!!”, Młodszy padł, Mamusia do Młodego, Niezastąpiony Tuwim….cisza

Godz.22:00
Kochanie może zjemy razem kolację…
Godz.22:10
Młodszy czerwony jak burak z miną mandragory z Harrego Pottera, słychać zegar 1, 2, 3 sekundy (muchy śpią bo to zima), „Hrrreeeeee e e”…
I poszły w ruch: butelka dla niemowląt kupiona „na wszelki wypadek” (polecam samosterylizującą się bo czas od odpakowania do jej gotowości do użycia to ok. 3 min.), herbatka z kopru włoskiego, pingwin-termofor, ręce rodziców, pół paczki pieluch…
Młody śpi – cud jakiś?!
Godz.00:30
Ciiiiszzzaa, prysznic J
Godz. 00:45
Młody: „Mamuuusiu!! Poczytaj, przytul”
Tuwim (z pamięci, żeby światła nie palić)
Młodszy „lee lee”
– "Idę do Jasia, a do Ciebie przyjdzie Tatuś”- nie idź! Nie mogę spać bo za głośno (teraz?!)
Młodszy śpi, Mamusia do Młodego „No i po co światlo palicie!”; Tuwim
Godz. 01:55
Ciiiszaaa…Aż boję się położyć. Łzy kapią – ulga?, hormony?
Godz. 6:30
– Spałaś coś?
– Mhm,  2+2=4, gdzie laktator bo pęknę..
– To nic nie spałaś!
Jak to nic! Przecież to więcej niż średnia z ostatniego miesiąca!



A dziś rano przyszło mi do głowy wprowadzenie nowej jednostki, która pozwoli przestrzegać diety młodych mam. Przedstawiałaby ona zależność pomiędzy ilością zjedzonego niepożądanego pokarmu, a nieprzespanym czasem (spowodowanym bólem brzucha potomka). Mogła by mieć symbol np. JUC (jednostka utraconego czasu –trąci melancholią, prawda?).

Dzisiaj już inaczej patrzę na białą czekolada Młodego. Straciała smak, bo każdą kostkę mogłabym przeliczyć na nieprzespane minuty. Hmmm …to chyba lepsze niż liczenie kilokalorii.

niedziela, 8 stycznia 2012

Zmiany wiszą w powietrzu


Jesteśmy w domku. Wszyscy. Cała Czwórka: Tatuś, Młody, Młodszy, któremu nadaliśmy dostojne imię Jan no i Ja. Młodszy zawitał na świecie 4.01. o godz. 19:00 (wg książeczki zdrowia). Choć Tatuś twierdzi, że o 19:02 (i 17 sekund :)). Tatuś – jak zwykle stanął na wysokości zadania. Zresztą ja chyba też… Jeszcze rano poprawiałam i wysyłałam pierwszą wersję zaległego artykułu.
Czujemy się świetnie, ale w powietrzu wyczuwa się dziwną aurę oczekiwania. Ale na co?
Na zmiany? Na trudności? Na nowe radości?
Nie ma co ukrywać.. chaos jest spory! Musimy to jakoś logistycznie poukładać. Boję się jutrzejszego wychodzenia do przedszkola. O której godzinie powinnam wstać, żebyśmy wszyscy razem zjedli śniadanie? Może lepiej nie kłaść się wcale.

A dziś XX finał WOSP


Nastawionym sceptycznie proponuję wycieczkę na oddział noworodkowy do jakiegokolwiek szpitala.
Konia z rzędem temu kto znajdzie tam jakikolwiek nowoczesny sprzęt, który nie był zakupiony przez fundację Jurka Owsiaka.

środa, 4 stycznia 2012

niedziela, 1 stycznia 2012

Do siego roku!


No i doczekaliśmy Nowego Roku. Ja w dwupaku. Zatem między bąblami będą wg kalendarza cztery lata różnicy, choć w rzeczywistości trzy i kilka dni. 
A Sylwester – taki jak lubię: miło, bez udawania, bez usztywnienia, bez kupowania kreacji „na jeden raz”. Tylko jakoś nie mogę sobie przypomnieć, o czym rozmawiało się na takich dymówkach jak dzieci nie było na świecie…
A dzieci były cudne! Pod każdym względem idealne. (Zazdroszczę sama sobie! J i mamie przesłodkiej Tosi też!) Potwierdziły to, co czuliśmy, ale nie mieliśmy pewności – Nie ma najmniejszego sensu czekanie na to, że poszaleją i padną. Bo nie padną!! Paść mogą co najwyżej rodzice. A dzieci nadal będą chłonąć i zachwycać się światem.

Podsumowań minionego roku nie będzie, bo po co…
Lepiej spojrzeć do przodu, a tu mamy kilka możliwości:
Według ogólnie znanych przepowiedni już pod koniec tego roku nastąpi KONIEC ŚWIATA. Jeśli komuś ta hipoteza odpowiada, to pewnie nie będzie przejmował się ani kryzysem światowym, ani kursem fanka, Anie ginącymi gatunkami. Najlepiej niech weźmie porządny kredyt (albo kilka) i zwiedzi kawał świata dopóki jeszcze ten istnieje.
My  jednak założyliśmy, że niewiele się zmieni, przynajmniej w skali makro. W naszym mikrokosmosie przybędzie nowy człowiek i zajmie centralne miejsce na kilka najbliższych miesięcy. Wpadniemy w nowy, jeszcze szybszy kołowrotek.
Postanowień brak. Mam jedynie kilka życzeń. Takich prostych, przyziemnych, ale właśnie od nich zależy wszystko.

Trzymajcie kciuki!