poniedziałek, 19 października 2015

Agresja w szkole?

         Jakiś czas temu Szymon wrócił ze szkoły ze skwaszoną miną, a na codzienne pytanie "Jak Ci minął dzień" odpowiedział krótko - To był najgorszy dzień w szkole ze wszystkich! 
Nie chciał puścić pary ust, ale w końcu wyciągnęłam o co chodzi.
Koledzy go przezywali. Szczególnie zabolało go to, że przezywał "najlepszy kolega". Dopytałam jak go przezywali - od nazwiska.
Wytłumaczyłam, że w gruncie rzeczy to jak jest przezywany nie jest  szczególnie obraźliwe. Dokładnie tak samo czasem wołają na jego Tatę jego przyjaciele Wujek 1 i Wujek 2 i tata wcale się o to nie obraża. Ale jeśli Szymona to boli i sprawia mu przykrość powinien jasno powiedzieć kolegom, że mu się to nie podoba, bo nikt nie powinien go przezywać jeśli sobie tego nie życzy. Młody myślał, myślał, wypytał się o znaczenie nazwisk kolegów...
Mijają kolejne dni, już nie smutne. Zmienił się "najlepszy kolega". Wydawało mi się, że sprawa przezywania ucichła. Aż któregoś dnia dostaję maila od Wychowawczyni Szymka z krótką informacją "Szymek dzisiaj uczył się reagować na zaczepki kolegów i nawet fajnie mu to wychodziło". Hmmm ....dziwna informacja.
Podpytałam Szymka o co chodzi. A on, że niektórzy chłopcy go przezywają, ale mnie posłuchał i już się nie przejmuje. I powiedział, że jeśli oni będą nazywać go tak jak nazywają, to on ich będzie nazywał...... 
A kilka dni później w zeszycie znalazłam:
"Pochwała dla Szymona za wyjątkową cierpliwość wykazaną w bieżącym tygodniu (Wychowawczyni)".

A Szymek podsumował "Już mnie nie przezywają. I wiesz mamo, nikt mnie nie może obrazić. Czasem mogę co najwyżej obrazić się sam"

I muszę powiedzieć że jestem dumna. Dumna z dziecka bo rzeczywiście wykazało się cierpliwością, mądrością. Jestem dumna z Nauczycielki, która trzymała rękę na pulsie ale nie ingerowała zbyt szybko, dając dzieciom szansę na rozwiązanie trudnej sytuacji, z które mogła przecież wyniknąć spirala agresji. Dumna jestem wreszcie z siebie, bo.... bo tak! ;) Kolejny zdany egzamin....no może mała kartkóweczka, ale zawsze coś.

Miło jest usłyszeć od nauczycielki "Gratuluję pani wychowania syna!" lub od jednej z mam "Jaki ten Szymon jest grzeczny. Taki zrównoważony, posłuszny, aktywny gdy trzeba, a skupiony gdy wymaga tego sytuacja....taki idealny". 
Nie, nie mam idealnego dziecka. Nie ma idealnych dzieci, albo inaczej - wszystkie mogą być idealne, trzeba im tylko to umożliwić. Dać im szansę zrozumieć, przemyśleć, dokonać wyboru, pamiętając, że agresja rodzi agresję. Taki truizm, ale ile razy słyszę na korytarzu od rodzica "to mu oddaj" a potem "dzieci są okrutne". Nie, to nie dzieci są okrutne. Dzieci są tylko odbiciem nas samych i ich okrucieństwo jest naszym okrucieństwem.


P.S. A Pani Wychowawczyni? Zazdroszczę Szymkowi. Ja takiej nie miałam. Ma świetny kontakt i rodzicami i dziećmi.

czwartek, 17 września 2015

Maraton ??!!!

Marzenie:               Ukończyć maraton. Jeden, jedyny raz w życiu.
Motywacja:            - Marzenia trzeba spełniać.
                               - Cudne medale z "nocnej połówki" i z maratonu, które razem tworzą jeden,   
                               niepowtarzalny, krasnalo-biegowy.
                               - Bo mąż zaoferował, że przebiegnie / przejdzie cały razem ze mną. 
                               - Udowodnić, sobie, że się da. Bo jak się da to następne prawdopodobnie też ;)
Przygotowanie:      - Niewystarczające, utrudniane przez 1000 różnych codzienności. Wytrzymałość
                                 jest, szybkości brak.
Plan:                      - Spokojnie, bez pośpiechu, równiutko, 6.50 - 7 min/km od początku do końca.
Realizacja:            - Pierwsze 6 km : Reprymendy męża: "Za szybko lecimy. Musimy zwolnić bo się    
                                spalimy"
                              - 6-19 km realizacja planu. Jest cudownie, endorfiny szaleją.
                              - 19 -24 km- Upał, dłuuugie proste....pod wiatr. Ciężko, ale mąż motywuje. Lecimy.
                              - 24 km, COŚ* ukłuło w stopie.  Boli, ale nie przyznaję się. Lecimy
                              - 25 km boli przy każdym kroku, ale....dzieci czekają na 33 km, trzeba się spiąć.      
                                 Zaczyna się marszobieg.
                              - 33 km RODZINKA!!! "całkiem dobrze wyglądacie". (bo poza bolącą stopą, jedną
                                 z 4 wszystko jest super, ale każdy krok na tę 1 z 4 to....szkoda gadać). 
                              - 33- 35 km ENDORFINY (faktycznie trochę uśmierzają ból)
                              - 35 - 42 km - precyzyjne wyliczanie na ile marszu możemy sobie pozwolić by        
                                zmieścić się w limicie. 
                              - ostatnie 200 m - Raz kozie śmierć - prawdziwy finisz, jeszcze z 10 osób udało się
                                 wyprzedzić.
                              SZOK, jesteśmy na mecie! W czasie! 

Nowe marzenie:   PRZEBIEC maraton!

* COŚ = "Oderwanie drobnej blaszki kostnej z części korowej trzonu V kości śródstopia lewego." 

37 km "Kicia dawaj! Foty robią!"






czwartek, 16 lipca 2015

Malujemy pokój

Chłopcy wyjechali z dziadkami - tak wiem, mamy ogromne szczęście!
Postanowiliśmy pomalować im pokój. Popołudniami, po pracy - co tam 7 m2. Raz dwa się uwiniemy
Poniedziałek
- Wywaliłam stos zdekompletowanych gier - zmęczyłam się, odpuściłam. Farba czeka.
Wtorek
- Wysprzątałam szuflady z autkami. Samych resoraków, bez przyczep, naczep, motorówek, i innych dodatków naliczyłam 280 sztuk i przestałam liczyć - zmęczyłam się, ale szuflady wymyłam. Farba czeka.
Środa
- Pokłóciliśmy się z mężem o to który napewnosięprzydaś przyda się, a który nie. Wywaliliśmy kolejny stos połamanych, podartych.  Posegregowałam książki na te dla Szymusia, te dla Jasia, te dla Julci i te dla Małego Jasia. - zmęczyłam się. Uratował mnie mąż zdawkowym "na dziś wystarczy". Farba niech jeszcze czeka.
Czwartek
Weszłam do "odgruzowanego" pokoiku. Okazało się, że wcale odgruzowany nie jest. Rzeczy....yyyy....spuchły??? I ja też spuchłam, zrobiło mi się słabo, wyszłam. Udałam się do sklepu po odpowiednie plastikowe pudełka, które na pewno przydadzą się gdy skończymy.... na dobrą sprawę jeszcze nie zaczęliśmy. Weszłam ponownie. Odkleiłam ze ścian 6 naklejek, wyszłam. Farba...
....
ciąg dalszy nastąpi...choć nie mam pewności

P.S. 
Te ukochane i "to dla mnie bardzo ważne mamusiu" są odłożone, uratowane. Bez obawy.



niedziela, 28 czerwca 2015

Kolarstwo

Że Tatuś ma bzika na punkcie rowerów, to wiadomo. Rowery, rowerki,  wyścigi, wyprawy, gazety, relacje, kaski, zębatki, manetki, klucze do wszystkiego (nawet do szprych), suporty, bidony, kaski,  CCC, SPD są naszą codziennością. Nic zatem dziwnego, że chłopcy pałają pasją do kolarstwa. I znów: rowery, rowerki, wyścigi, bidony, CCC...

Idole Szymona? - Kwiatkowski, Majka, Bodnar, Huzarski, Włoszczowska - sypie nazwiskami bez większego zastanowienia. O Rafale Wilku, naszym niepełnosprawnym Mistrzu Świata, nie zapomina. Przygotował o nich prezentację w ppt. do przedszkola. Matka trochę pomogła, ale tylko edytorsko. Temat, bohaterów, zdjęcia, wybrał sam. 
Na co obecnie zbiera pieniążki w krówce- skarbonce? Na nowy rower oczywiście! Z przerzutkami!!!

A Jaś? -Jak to Jaś -wygrał  swój pierwszy  wyścig gdy miał 2 lata i 4 m-ce, na rowerku biegowym ;)

Dzisiaj nie mogło  więc zabraknąć moich facetów w Sobótce - na Mistrzostwach Polski w kolarstwie szosowym.
Szaleństwo!! 
"Mamaaa!!!! Mamy skarby!!!!"  - oto jak mnie dzieci przywitały, gdy wróciłam z pracy. Jakie skarby??  - Bidony zdobyte na mistrzostwach....ech
Są foty z idolami, rozmowa z trenerem...o Szymku!! 
Rady trenera dla rodzica sześciolatka? - rozsądne!
- Sprawić dziecku rower - nie za duży, nie za ciężki, wygodny - ot zwykły dziecięcy rowerek
- Niech dziecko na rowerku jeździ. Nie ściga a bawi się. Ma mu to sprawiać frajdę.
- Dbać ogólny rozwój. biegać, bawić się na świeżym powietrzu, pływać, i oczywiście jeździć Żadnych treningów, tylko pasja i zabawa. 
- Ma dziecię poznać zasady ruchu drogowego i zdobyć kartę rowerową, panować nad rowerem
- I jeśli pasji nie zgubi po drodze, za 5-6 lat pomyśleć o spotkaniach rowerowych z trenerem.

Skarby ze swoimi skarbami ;)

Niepozorne a dla Szymka bardzo ważne! Jest Szymuś i jest mistrz Kwiatkowski ;)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

W sobotę byliśmy na przedszkolnym grillu w "Wiosce indiańskiej" -takie spontaniczne spotkanie dzieciaków i rodziców z grupy Szymona. Jednym z głównych tematów rozmów była szkoła bo już we wrześniu.... 
Mamy też kontakt z rodzicami dziećmi, które opuściły mury NASZEGO przedszkola i poszły do szkoły ew. zerówki gdzie indziej. Okazuje się, że nasze dzieci sobie NIE RADZĄ.
Chora sytuacja.
Są tak bardzo przyzwyczajone do inności, niepełnosprawności i "dziwactw", że gubią się w "normalnych" zasadach. Przykłady:
- Są zagubione i nie wiedzą co zrobić gdy ktoś się nabija czy wyzywa, bo tego nie zaznały. 
- Nie wiedzą jak się zachować w sytuacji bezsensownej agresji. Np. Szymon wie, że B. czasem drapie ale to nie jej wina, więc łapie B.  za ręce, przytrzymuje, czeka aż się uspokoi i potem znów mogą razem się bawić. Dla niego to normalne. Ale  to się nie sprawdza gdy inny uczeń przywali plecakiem po głowie "bo tak". 
- Są nauczone współpracy i wspólnego rozwiązywania problemów a nie chorej rywalizacji i przepychania się łokciami.

Dziwne.

Z drugiej strony - na tym samym grillu była animatorka, która zajmowała się dziećmi i przyszła powiedzieć, że jeszcze NIGDY, a pracuje 5 lat w tym miejscu nie miała tak zgranej i współpracującej i pomagającej sobie nawzajem grupy. Wszystkie zadania i konkurencje wykonywali błyskawicznie. 

I bądź tu człowieku mądry wychowuj dziecko mądrze by było porządnym obywatelem ale tak by zdołało przetrwać.

P.S.
Już rozumiem, dlaczego największą obelgą zarówno dla Jasia jak i Szymka, która doprowadza jednego i drugiego do łez jest stwierdzenie "JESTEŚ NIEGRZECZNY".
Niegrzeczni być nie chcą. Mogą być inni od pozostałych ale nie niegrzeczni.

piątek, 27 marca 2015

Okulary

Podejrzewałam u Jasia wadę wzroku i intuicja mnie nie zawiodła...niestety.
Sam zainteresowany wydaje się zachwycony koniecznością noszenia okularów. Płaczem natomiast zanosił się Szymek, który okularów nosić nie musi, a o które prosi przynajmniej od roku bo "Marek ma i nawet Piotrek ma, a ja nie".

A po badaniu wzroku było tak:
- Jasiu, idziemy teraz do optyka zamówić dla Ciebie piękne okulary.
- Ja chcę czarne!
- Czarne?! Ale dla dzieci są takie ładne kolorowe. Jakie mają Twoi koledzy w przedszkolu?
- Szymon czerwone a Marcin niebieskie. A ja będę miał CZARNE!!!
- Jasiu, ale ty jesteś takim wesołym chłopcem, to może kupimy Ci jakieś wesołe okulary?
- Teraz będę wesołym chłopcem w CZARNYCH okularach!

Kurtyna


Na szczęście pani optyk w salonie wykazała się kreatywnością i pokazała synowi memu nie niebiesko-czerwone a SPIDERMENOWE, za co jestem jej szalenie wdzięczna.

wtorek, 17 marca 2015

Delegacja

Trzydniowa delegacja czyli psychoterapia przyspieszona. Dopuszczam do siebie myśli niedopuszczone dotychczas i niedopuszczalne w ogóle.

Szkolę lekarzy i pielęgniarki z tego jak być powinno a oni mnie z tego jak jest i będzie.
Ja tu - nakarmiona, wyspana, wypachniona, napojona kawą i wodą zdrojową wykonuję ulubioną pracę. Zabrałam pielęgniarki na kije - taki bonus tylko nie wiem dla kogo bardziej dla siebie czy dla nich.
On tam - zagoniony, spóźniony, głodny ogarnia dom, dzieci i zastanawia się czy już się zwolnić czy jeszcze nie. Zabrał psa na spacer - taki bonus...dla psa bo przecież nie dla niego.

***
Dobrze mi tu. Mam wyrzuty sumienia, że mi tu dobrze i robi mi się źle. A po chwili znów mi dobrze. Nie tęsknię.


***

Studiuję materiały dot. resekcji rękawowej żołądka i nie ogarniam co skłania ludzi, że decydują się  na nią. Dla niewtajemniczonych - ludzie usuwają sobie 4/5 żołądka żeby schudnąć. A potem cierpią pół roku bo nic nie mogą jeść bo boli, cofa się itd. A potem cierpią resztę życia bo muszą regularnie i przez całe życie przyjmować witaminę B12 w zastrzykach (o ile im to ktoś powie bo czasem nie wiedzą i nie przyjmują; i wapnia i żelaza i A, D, E, K też nie i to dopiero jest cyrk). Zabieg nieodwracalny bo żołądek odrastać jakoś nie chce. I tak całą resztę życia będą jeść nie to co chcą i nie tyle ile chcą i nie tak jak chcą.
 Pielęgniarki mi to trochę przybliżyły. Otóż, gdy pacjent decyduje się na metodę mniej restrykcyjną, choćby opaskę (którą można regulować,  usunąć gdy zajdzie taka potrzeba i która przede wszystkim nie ogranicza wydzielania przez żołądek) musi się stawiać na kontrole. Początkowo co tydzień potem rzadziej, ale musi. Kto  by się tam tłukł przez pół Polski do jakiegoś lekarza. A tak  - raz, trzask prask, żołądek wycięty i po sprawie. :P 

***
A hotelik dla gości nad oddziałem paliatywnym. Milutki hotelik. 
Oddział mniej miły. Ładnie tam, czyściutko, cicho, grzecznie. I ten zapach - subtelny ale ten kto zapach ów zna, odnajdzie go. Smutny zapach. Zmuszający do myślenia. Zmuszający do kochania ludzi...póki są. 

Tęsknię