poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nistandardowo

Co można robić między Świętami a Sylwestrem? Można dosypiać. Można zakupoholizować się. Można dojadać resztki. Można załatwiać to, co niezałatwione (urzędy przecież czynne). Można też nadrabiać brak 
czasu, np. na basenie. My, zwykła polska rodzinka właśnie  to wszystko robiliśmy. Chcieliśmy jednak poczuć się troszkę bardziej wyjątkowo, niestandardowo i wybraliśmy się na wycieczkę... rowerową. Tak, jeździliśmy rowerami pod koniec grudnia. Tak, z dziećmi. Tak, z jednym, które formalnie jest jeszcze niemowlęciem. I tak to właśnie zimą odbyliśmy naszą PIERWSZĄ RODZINNĄ WYCIECZKĘ ROWEROWĄ. No były już wcześniejsze, ale bez Jasia a Szymek nie jeździł własnonożnie.



 I jeszcze Tatusiowe statystyki:
Całkowity dystans: 3,74 km (mil: 2,3)
Łączny czas: 1:19:19
Czas w ruchu: 47:50
Średnia prędkość: 2,83 km/h (mil/h: 1,8)
Średnia prędkość ruchu: 4,69 km/h (mil/h: 2,9)
Maksymalna prędkość: 11,00 km/h (mil/h: 6,8)
Średnie tempo: 21,22 min/km (34,2 min/milę)
Średnie tempo ruchu: 12,80 min/km (20,6 min/milę)
Najszybsze tempo: 5,45 min/km (8,8 min/milę)
Maksymalna wysokość: 167 m (stóp: 547)
Minimalna wysokość: 137 m (stóp: 449)
Różnica wysokości: 43 m (stóp: 143)
Maksymalne nachylenie: 1%
Minimalne nachylenie: -3%

Imponujące prawda :D

Końca świata nie było...

...ale rewolucja - owszem. 
Jaki był rok 2012?
Powiało zmianami. Kolejny raz doświadczyliśmy, że czas jest pojęciem względnym. Doba, która wydawała się napięta do granic możliwości, musiała rozciągnąć się jeszcze bardziej. Z czego wygospodarowaliśmy brakujące godziny? Oczywiście z czasu przeznaczonego na sen.
Pojawił się w naszym świecie nowy Mały-Wielki Człowiek. Sprowadził nas na ziemię. Zrozumieliśmy, że o wychowywaniu dzieci wiemy niewiele. To co, przychodziło łatwo i bezboleśnie przy Pierworodnym, przy Młodszym trzeba wypracować. Ale za starania czeka nas nagroda, jakiej nie znaliśmy. Mieliśmy nie porównywać dzieci. Nie da się! I nie chodzi o to, kto co robi lepiej, kto gorzej, kto szybciej, kto wolniej. Raczej o to, że jest inaczej, niż się spodziewaliśmy. I bardzo dobrze! Przynajmniej ja jestem zachwycona, zauroczona, zapatrzona w swoich synów. Tak różnych a jednocześnie tak bardzo podobnych.
Wraz z wiosną przyszedł chaos. Chaos w mojej głowie. Kotłowało się tam tysiące myśli, pomysłów. Momentami miałam wrażenie, że eksploduję. Wśród nich plątał się  ten o "karierze", o własnej, małej dróżce. Narodził się z buntu. Z poczucia niespełnienia i niedowartościowania. Bo dotychczasowe starania nie zostały nagrodzone. Dlaczego?! Myśl wykiełkowała. Już nie dała się zasypać hałdą "niedasiów",  "niedaradów" i "bezsensów". Latem stało się. To co było pomysłem, nagle zostało podpisane, zalegalizowane. Jeszcze tylko wakacje na złapanie oddechu i już. To działa! Może jeszcze nie wyrabiam średniej krajowej, ba, nawet minimum socjalnego, ale nie dokładam, a to całkiem dobry start, prawda? Daję mojej małej "dziewczynce" tyle czasu, ile pozostałej dwójce dzieci ;) Zakładam, że dopiero niedawno skończył się okres noworodkowy. Niedługo Firemka zacznie pełzać, raczkować a potem stanie na własne nogi i z podniesionym czołem postawi pierwsze samodzielne kroki. 
Były zmiany duże i takie całkiem malutkie. Były widoczne i takie o których nie wie nikt. Zmieniliśmy długoterminowe plany. Takie o których trudno pisać bo były owiane tajemnicą, nie wyszły poza krąg zaufanych, a już ich nie ma. Wierzymy, że wybieramy słusznie. Dla dobra rodziny. Nie chcemy wpaść w kołowrotek i spiralę konsumpcjonizmu jeszcze głębiej. Już tkwimy w tym dość mocno i trudno się wycofać, ale teraz przyhamowaliśmy i wytrwamy :) Ależ powiało patosem...:D
Jaki będzie rok 2013?
Będzie rokiem kontynuacji i rozwoju. 
Byle tylko los nie zadrwił...

Miłość


- Kocham Cię najbardziej w całej okolicy! - wyznał mi Synuś.
- Tyś najpiękniejsza z całej mojej wsi! - dodał, a właściwie dokrzyczał z łazienki Mąż.

Klocki

Zawsze uważałam (i uważam nadal), że klocki to najlepsza zabawka pod słońcem. Zalety są oczywiste. A klocki LEGO to już legenda. Niezniszczalne, bezpieczne (uwzględniając dolną granicę wieku dla dzieci, dla których są przeznaczone) dają nieograniczone możliwości łączenia, zestawiania, kreowania... Od kiedy na świecie pojawił się Szymonek, nie mogłam się doczekać, kiedy będziemy mu mogli pokazać świat klocków. Od jakiegoś czasu zagościły u nas w domu i dość często są w użytku. Jedyne ograniczenie stanowi obecność Jasia. Jednak od kiedy są, jedna myśl nie dawała mi spokoju. Coś mi nie grało. Czyżby dzisiejsze lego nie są tymi samymi, które znam sprzed dwudziestu lat?
Po pierwsze marketing.
Dawniej do każdego zestawu dołączona była książeczka przedstawiająca kilka opcji wykorzystania tego samego zestawu i stworzenia kilku różnych budowli z tych samych klocków. Dziś tylko jedna linia - "lego creator" daje taką możliwość. Na opakowaniu widnieje wielkie, komercyjne "3 w 1". Oczywiście za opcję "3 w 1" trzeba zapłacić odpowiednio więcej. Czyżby pozostałe kolekcje miały pełnić funkcję kolekcjonerską? - Proszę, zbuduj sobie samolocik, ale jeśli chcesz stateczek, kup kolejny komplet. Oczywiście, dla chcącego nic trudnego, a kreatywny umysł poradzi sobie ze wszystkim. Jednak byłoby miło, gdyby producent pokazał maluchom, ze klocki są klockami, czyli elementami z których mogą stworzyć to, co chcą a ograniczeniem ma być jedynie wyobraźnia. Jasne - rodzic też może, ale...
Po drugie same klocki.
Zastanawiałam się, czy ja te klocki mitologizowałam? Dla mnie zawsze były idealne. A teraz zaczęło mnie drażnić to, że wystarczy lekko stuknąć w gotową budowlę, a cała misternie ułożona konstrukcja rozpada się na tysiąc części. Czy to my (a właściwie mój brat) traktowaliśmy klocki z pietyzmem, czy po prostu konstrukcje były trwalsze? Cały czas tłumaczyłam sobie, że małe Szymonkowe rączki nie są jeszcze tak manualnie sprawne i może czegoś nie dociska. Tylko, przecież gdy ja sama mu dociskałam i poprawiałam, budowle nadal się rozpadały. Ciągle trzeba zaczynać od nowa. A Jaś nie ułatwia sprawy...
Tak czy siak cały czas tłumaczyłam, ze coś mi się pomyliło. Aż do dziś. 
Szymuś dostał zestaw klocków COBI. Jakoś sama nie miałam nigdy zamiaru kupować klocków tej marki. Z góry zakładałam, że to jakaś imitacja oryginału, który jest klasą sam w sobie i wręcz niemożliwy do podrobienia. Z dystansem podeszłam do podarunku. Jak się okazało - zupełnie niesłusznie. Po otwarciu opakowania wpadł mi w ręce produkt nie różniący się od LEGO. Ani kształt klocków, ani kolor ani materiał, z którego są wykonane, ani jakość wykonania nie odbiegają od "oryginału". A samo składanie? Miałam wrażenie, że trzymam TAMTE klocki - te sprzed 20 lat. Szymuś zbudował autko. To dla niego i jego paluszków spore osiągnięcie. I mógł się tym autkiem pobawić!!! Jaś Autkiem rzucił (a może mu upadło...)! I co? Odpadła szybka, ale TYLKO szybka. Tak to na pewno dawne LEGO. 
Tatuś stwierdził, że pewnie Polacy odkupili od Duńczyków starsze maszyny, może całą linię produkcyjną.  Pewnie ma rację. Nie wiem. Dla mnie ważny jest fakt, że LEGO wreszcie ma silną konkurencję. 

Nie, nie "przerzucimy się" nagle na Cobi. Lego nadal mają świetne, dopracowane zestawy. Każdy, niezależnie od zainteresowań znajdzie coś dla siebie. Tematyka Cobi mniej do mnie przemawia, np. "mała armia" kompletnie mi nie leży. Zestawy historyczne, np. Bitwa pod Grunwaldem już bardziej, ale klocki jako takie, jako zestaw do kreatywnego tworzenia konstrukcji - są SUPER. 

P.S.
Kupując klocki (niezależnie czy LEGO czy COBI, czy jeszcze jakieś inne) nie zapomnijcie zaopatrzyć się w pęsetę do wyciągania drobnych elementów z ...nosa, tudzież z innych otworów małego konstruktora ;/ Oj tak, moje dziecko nie jest w tej kwestii jakimś wyjątkiem i wetknęło sobie meleńki klocuszek do nosa. Klocuszka nie dało się po prostu wydmuchać/wykichać gdyż był on maleńką rureczką...

A co zrobić by "ciało obce" wyciągnąć?
Do tego celu potrzebujemy uśmiechniętego rodzica, a najlepiej dwóch. Jeden rodzic musi wytłumaczyć, co i jak za chwilę zrobi. Drugi zasłania maluchowi oczy, żeby maluch nie wykonała niekontrolowanego ruchu głową na widok narzędzia "zbrodni" i odchyla główkę do tyłu. Drugi rodzic cedząc przez zęby niecenzuralne, ale jedyne rozładowujące napięcie słowa, pewnym, ale spokojnym ruchem owe ciało obce wyciąga. (Co cedziłam, zostawię dla siebie). Pogadankę zostawiamy sobie na potem.

czwartek, 27 grudnia 2012

Urodzinki cz. II

Donoszę, że dziura w suficie wywiercona. Planety krążą :)

Urodzinki

To już czwarte :)
A ja wciąż tak żywo pamiętam tamten dzień...Ach :) Świątecznie z naszym małym prywatnym dzieciątkiem...
A teraz:
- Szymonku, co chciałbyś dostać na urodziny?
- Księżyc (?!)

I szukaliśmy księżyca. W końcu stanęło na planetach. Na całym układzie planetarnym. Trafione w 10. Zresztą podobnie jak pozostałe prezenty. Nawet Sputnik (!!!) z klocków lego :) Bo u nas w domu ostatnio pojawiła się nowa pasja - planety i księżyce. Jakaż to miła odmiana po pociągach. Wreszcie i mama może się wykazać.

Było oczywiście przyjęcie. Był tort. Tylko dmuchania świeczek nie było.

- Nie chcę żadnego torta. I nie będę dmuchał żadnych świeczek!!! Nieee

 No i nie dmuchał, mimo, że dziadkowie postawili sobie za cel przekonać go. Nie i koniec. Nie lubi być w centrum uwagi i już. Samo przyjmowanie prezentów to już nie lada wyczyn, ale te klocki... Znacznie przyjemniejsze jest dawanie.

Tort tęczowy, ale bezświeczkowy 

***
Był jeszcze jeden prezent. Wyjątkowy bo...Jankowy. Od dwóch sezonów namawialiśmy Szymka do spróbowania jazdy (?) na rowerku biegowym. Skutek był żaden. Ani w sklepie ani u znajomych nie chciał nawet na nim siąść. W końcu spasowaliśmy. A niedawno kupiliśmy taki rowerek z myślą o Janku (była okazja i jakoś nie mogliśmy się powstrzymać). Wrzuciliśmy do spiżarni i miał sobie czekać. W Wigilię Szymuś go zauważył i pyta się co to. Ja na to, że rowerek Jasia. Jak to Jasia?! Ja chcę pojeździć! Tatuś zabrał Szymka z rowerkiem do garażu - spodobało się, poszli więc na spacer - nie znudziło się. A po południu nie było już innej możliwości jak tylko taka, że Szymon wybrał się do dziadków, na wieczerzę wigilijną na rowerze. A dziś ciąg dalszy.
No cóż, zawsze wiedziałam, że mam niestandardowe dzieci. W grudniu na rowerze, w maju na nartach? Kto wie...

Świąteczno-urodzinowe rowerowanie :))

sobota, 15 grudnia 2012

Znów Go nie doceniłam

On ciągle mnie zaskakuje...

Przyłapałam Szymonka jak zaczyna bazgrać w moim notatniku.
- Jak już tam musisz rysować to przynajmniej narysuj mi coś ładnego.
- Narysuję literkę.
- Może narysujesz mamę, tatę, Szymonka i Jasia...
I poszłam. A oto co zobaczyłam w swoim notatniku, gdy wróciłam:



Szczękę zbierałam z podłogi. No bo jak?! Kiedy?! Czy to na pewno to samo dziecko, które nie znosi rysowania i jeszcze miesiąc temu reagowało histerią na sam widok kredek?! Mówił, że "narysuje literkę", jeżeli już to spodziewałabym się czegoś literopodobnego, czemu przypisuje się znaczenie już po fakcie. Zupełnie tak jak przypisuje się znaczenie kształtom, które przyjmuje wosk lany w Andrzejki. A tu takie coś!! I to jeszcze przed czwartymi urodzinami!!
Jestem jednocześnie bardzo, bardzo dumna i zawstydzona. Znów nie doceniłam własnego dziecka! 


czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołajowo

List do św. Mikołaja został napisany a właściwie narysowany już dawno. Problemem było - gdzie ten list zostawić/wysłać skoro tak naprawdę nie wiadomo gdzie ten Mikołaj mieszka. Ktoś go widział w Laponii, w Rovaniemi, ale jaka jest pewność, że to TEN. Babcie mówią, że Święty, więc pewnie mieszka w niebie...Zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie położyć go na parapecie a Mikołaj skoro taki wszystkowiedzący i wszystkowidzący to na pewno list zobaczy, odbierze. Ale na którym parapecie go zostawić?! U Szymona? Niieeee! "Ja nie chcę, żeby mi ktoś w nocy wchodził do mojego pokoiku". W końcu wylądował na parapecie w dużzm pokoju skąd został zabrany - uff, kamień z serca.
Pierwszy list do św. Mikołaja

Kto nie widzi co list przedstawia ten albo ma zbyt małe chęci albo baaardzo dawno nie jest już dzieckiem. Grunt, ze Mikołaj rozpoznał bezbłędnie co ów rysunek przedstawia i marzenie spełnił :)
Ale zanim spełnił to mama wykorzystała prawie cały listopad do własnych niecnych celów, i tak:

- Szymon ty się zastanów czy ty teraz jesteś grzeczny, bo Mikołaj patrzy.
- Ee nie patrzy..
- Oj patrzy patrzy i wszystko widzi!
- Nie patrzy bo teraz jest z drugiej strony.
- Ja już Ci mówiłam, że on widzi z każdej strony
- Dlaczego
- Bo tak!
- A jakbym był w metrze to też by mnie widział?
- Też!
- A dlaczego?
- YYYYY....bo Mikołaj ma takie zaczarowane oczy i wszystko widzi!
- No dobla jus będę gzecny!

Chyba jednak był grzeczny, bo prezenty pojawiły się obok poduszki - była i ciężarówka, i flet, i gra...A na koniec był płacz...

- Dlaczego mi zakładasz tą koszulę!? Ja nie mam dzisiaj urodzin!
...
- Ja nieee chceee do przedszkola!
...
- Ja nieee chceee spotkać Mikołajaaa!
...
- Ja nie mam takiego czasuuu-uu-uu. Ja się muszę baaawi -ii-iić.
...
- Ja się boję Mikołajaaaa!

W międzyczasie Jaś rozpakował swoje prezenty, zachwycony zaczął się bawić SWOIM autkiem. Pryskał śliną wydając z siebie coś jak "brrrrrym". A najpiękniejsza z całej paczki okazała się...mandarynka.

c.d.n (gdy wrócą ze żłobka i przedszkola) 



wtorek, 4 grudnia 2012

Występy

Ależ zaniedbałam bloga, ojoj, wstyd. A tyle się wydarzyło.
Niewiele a jednak tak wiele. Były występy w przedszkolu i Szymek - UWAGA wystąpił.
Nie przesiedział występu ani na moich kolanach, ani na kolanach pani dyrektor, ani nawet na ławeczce, jak to miał w zwyczaju przez 6 poprzednich występów-przedstawień. Tylko zwyczajnie w świecie śpiewał jako groszek, mówił wierszyki, tańczył jako gruszka a na koniec najwspanialej, najcudowniej zagrał bociana w "Rzepce" Tuwima. Przyleciał jak prawdziwy bocian a potem ciągnął i ciągną by na końcu zrobić TRACH :) 
Boszsz, jaka ja była szczęśliwa. A jakie to musiało być trudne dla Artysty! Dzielny był niesłychanie.
Tylko przy wiwatach i oklaskach żywo reagującej publiczności zasłaniał uszy. No i tańczył z zamkniętymi oczami bo jak mi później wyjaśnił, spać mu się chciało :P
Przedziwne, że spać chciało się również przyjacielowi Rafałkowi-jabłuszku :) ale Rafałek zasługuje na osobny post....





P.S.
A Mamuśka też się spisała i marchewkowe muffinki przedszkolakom wyczarowała :)

niedziela, 25 listopada 2012

jesień

W czwartek odwiedziłam jeden z wrocławskich klubów seniora. Poopowiadałam o tym jak jeść gdy się ma wysoki cholesterol, wspomniałam parę słów o olejach, o napojach...i tyle. Nie dla zysku, tek pro bono. Było bardzo miło. A dziś?
Siedzę sobie nad jakąś prezentacją ppt, radyjko gra w tle. Nagle słyszę swoje imię i nazwisko i podziękowania...od seniorów.

I tak mi przyszło przez myśl - czy moim rówieśnikom,dwa pokolenia młodszym przyszłoby coś takiego do głowy? Kto zyskał więcej? Oni? Czy ja? :)

wtorek, 20 listopada 2012

Horowitz

A na wystawie Horowitza Dziecku najbardziej podobało się TO:
Tatuś! Tatuuuuś!! Zobacz jaka droooga!
Zwracam uwagę na "cz" i "r"

i TO:
Tatuś, ta "witara" ma nogi!!


poniedziałek, 19 listopada 2012

Jeden tygodń

Wczoraj Szymon przewrócił się i COŚ sobie zrobił w stopę. Nie wiem co, ale chyba nic poważnego bo na nóżce nie ma śladu ani zaczerwienienia ani obrzęku. A jednak Młody utyka. Dziś do tramwaju doszedł, z tramwaju też, a jednak coś jest nie tak.

- Szymusiu, nóżka dalej cię boli?
- Nieee, tylko tak tloseckę. Tylko tak tutaj. Ale jesce tylko jeden tygodń i nie będzie bolała. 

Wieczór, książeczka, buziak, karaluch pod poduchy...światło zgaszone. Nagle- kuśtyk, kuśtyk dziecię przyszło. Wpakowało się mamusi na kolana, po chwili znów wstało i demonstruje:

- Zobac jak ja ledwo chodzę, widzis?!
- Widzę, i co? Mam cię zanieść do łóżeczka?
- Taaak, ale najpielw zanieś mnie do kibelka...

Zaniosłam i wytłumaczyłam dziecku, tak na wszelki wypadek, że jakby w przyszłości chciał się wdrapać na kolana, przytulić, czy poprosić mamę, żeby zaniosła do łóżka. Nie potrzebuje do tego bolącej nóżki.
Ehh, mój dzielny mały mężczyzna

czwartek, 15 listopada 2012

Listy do M.

Mniej więcej od tygodnia namawiam Szymonka, żeby zastanowił się co chciałby dostać od Mikołaja i narysował list. Szymek jak to Szymek - podchodzi niechętnie do takich wyzwań. Ale w końcu udało się:
- Szymuś to może dziś narysujesz to, co chciałbyś dostać od św. Mikołaja? Zastanowiłeś się już co narysujesz?
- Tak
- A co?
- Samochód dla Jasia!

...no to pomógł Mikołajowi, że Hoł hoł hoł!

sobota, 10 listopada 2012

Święty M.

I "Kukuryku na ręczniku" wygrywa z Lisą, Lassem, Bossem i spółką. Teraz zaśmiewamy się szukając pod szafą "dziadołów-fafołów" :)

I mamy listopad - czas nostalgii, zadumy, naparzania sztachetami na marszach... "Last Christmas" jeszcze nie słyszałam, ale bombki i choinki są już w prawie każdym sklepie. Chyba pora pomyśleć o liście do Świętego.  Co jakiś czas wymknie mi się, że Mikołaj gdzieś tam patrzy, czuwa czy dzieci są grzeczne czy nie bardzo.

Scenka 1
- Patrz Szymuś, śnieg!!
- (przerażenie w oczach) Ale ja nie chcę prezentów!!!

Scenka 2
Jemy śniadanie. Szymek grymasi.
- Szymuś, a Mikołaj patrzy i notuje które dzieci są grzeczne i jedzą śniadanka a które nie.
- Gdzie patrzy?!
- Tam za oknem.
- Eee, teraz jest z drugiej strony!

Scenka 3
Wracamy  z przedszkola - pogoda iście spacerowa. I porwało mnie...
- Szymuś, zobacz jaka piękna wielka chmura. Taka puszysta i miękka. Może św. Mikołaj gdzieś tam zza niej zerka na dzieci? - Szymek zmierzył mnie wzrokiem tak, że poczułam się mniejsza od niego i skwitował: - No taki duży to on chyba nie jest!




sobota, 3 listopada 2012

I znów... :)

I znów czytam "Dzieci z Bullerbyn". Książkę mojego dzieciństwa i nie tylko. Książkę do której wracałam dziesiątki razy - niezniszczalną, ponadczasową, cudną, jedyną. Sama nie wiem w którym momencie zorientowałam się, że pierwszy rozdział znam na pamięć. "Mam na imię Lisa..." Kiedyś (będzie ze 20 lat temu) obiecałam sobie, że będę ją czytała własnym dzieciom. I oto stało się :) Dziecię zadało 100 pytań podczas czytania pierwszego rozdziału, co znaczy, że się podoba. A na koniec skwitowało "Bo ja umiem słuchać, a Lafał nie umie!"
Ja mam taką:

Mój egzemplarz został wydany w 1961r.

wtorek, 30 października 2012

Czas

Żyje się razem. Mija, zamienia parę słów między zupą, e-mailem i telefonem. Są miłe gesty, niespodziewane pocałunki. Są listy zakupów, spraw do załatwienia. Są szybkie poranki i krótkie wieczory. Są niedooglądane filmy, niedokończone rozmowy.  Żyje się obok siebie. A czas ucieka. Dzieci rosną. Za krótkie spodnie, za ciasna czapeczka. Tempus fugit.

Potrzebna jest chwila. Bez dzieci, bez telefonów, bez e-maili, bez telewizora. Potrzebna jest cisza. Możliwe? 
A jednak zdarzyło się. W półtora godziny zdążyliśmy poukładać wiele. Zmienić plany długoterminowe, dia-met-ral-nie zmienić. Wyznaczyć nowe cele. Takie duże i takie malutkie. Zaplanować porządki. Od dużych inwestycji po bibeloty na półce z książkami. Zaplanować jak powinien wyglądać nasz dom (nie w znaczeni house  lecz  home). Przeanalizować rozwój dzieci. Wyznać miłość...

Jak? A tak :P
Bo gdy Mąż wraca późnym wieczorem z delegacji i posiada zestaw słuchawkowy i boi się, że zaśnie za kierownicą, to Żona musi wspierać. I telefon nie dzwonił (bo oba były zajęte) i wiadomości nie zasypywały skrzynki (a nawet jeśli zasypywały, to nie można było tego sprawdzić) i TV nie przeszkadzał i ze snem trzeba było walczyć za wszelką cenę, nie poddać się...
By rano znów minąć się, ale tym razem spojrzenie znów miało TEN błysk.

sobota, 27 października 2012

Klapka

Bąble porwały moją komórkę. Przynajmniej tak podejrzewam bo nie złapałam na gorącym uczynku. Za to znalazłam telefon bez klapki przytrzymującej baterię. Nie ma. zapadła się pod ziemię. Jak dzwonię to muszę baterię przytrzymywać palcem, żeby nie wypadła ;/ chyba założę gumkę recepturkę. Taka ze mnie biznes łumen. Nie, nie potrzebna mi nowa, ta jest idealna tylko GDZIE TA KLAPKA?!!

piątek, 26 października 2012

Projekt

Od kilkunastu dni Tatuś robi projekt ;/ W dzień pracuje w nocy też. Sypia po 2 godziny, chodzi na rzęsach do tego przypałętało się choróbsko. Dziś odpadł w ciągu dnia na godzinkę. W tym czasie Szymek okupował jego komputer. Więc pytam:
- Szymuś, co robisz?
-Pomagam Tatusiowi, lobie projekt.
- Jaki projekt?
- No Skajtałela.
- Mogę zobaczyć?
- No mozes. Lysuję luly. O tu płynie ciepła woda a tu zimna. A tu jest wentylacja. Zółta widzis?
- O to Tatuś się ucieszy, że tak mu pomagasz.
- A tu jest wentylatol. Widzis? Zamienia wodę na powietse.

Projekt instalacji  wg Szymona M.


A dla porównania fragment wersji projektu wg Tatusia

czwartek, 25 października 2012

splóóóbuj

Nowa pasja Jasia - darcie chusteczek higienicznych w drobne strzępy! Siedzi skupia się i rwie i rrrrrwie. Widzę same zalety - ćwiczy koncentrację, zdolności manualne a ja mam chwilę. Nie chwilę na sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. Po prostu chwilę na nic. I siedzę i patrzę jak Jaś rrrrwie. A Szymek sam zaoferował się, że sprzątnie bo "ło matko!! co za bałagan!" Bałagan bo matka ma chwilę. Ło Synu kochany, sprzątnij sprzątnij, to będą w sumie dwie chwile. I Syn sprząta. Odkurzacz huczy, niech huczy. I huczy i huczy.
Po chwili dziecię wraca do pokoju, wyraźnie z siebie dumne. 
- Zobacz jaką mam flyzulę! Ładna?  
- Śliczna kochanie! Sam zrobiłeś?
- Sam, odkuzacem! Chces, to ci tes zrobię!
- Nie, dziękuję! :)
- Ale chocias splóóóbuj. Zobacys, to będzie baldzo fajna flyzula!

Hmm, znam ten ton. Gdzieś to już słyszałam.
Może: "pokoloruj...ale chociaż spróbuj", "zobacz jakie pyszne...ale chociaż spróbuj", "uda ci się...ale chociaż  spróbuj" Dlaczego on ma próbować, skoro ja nie próbuję?!

Szymuś, zrób mi tą fajną fryzurę!!

niedziela, 21 października 2012

Ząbek

Wyszedł - wyczekany, wytęskniony pierwszy ząbek :) Każde marudzenie przypisywałam właśnie jemu....od 5 m-cy...Uffff
Jeszcze tylko 19 :)

CN Kopernik

Kto by nie chciał być zamknięty w bańce mydlanej?!!



Za zapewnienie Szymusiowi TAAAAKICH atrakcji dziękujemy Babci E., Dziadkowi A. Wujkowi W. i Cioci A.

wtorek, 16 października 2012

Bajki

Ganiają, szaleją...kaszlą.
Ja: Może wolniej?! (zero reakcji) Może autkami się pobawicie?! Nie? To może pociągiem? Też nie?
Wiem bajkę puszczę! Jaką chcesz Szymuś bajkę? Może Nemo? :))
Szymek: Nie chcę Nemo.
Ja:  To może Toy Story
Szymek: Nie chcę Toy Story
Ja:  No to...
Szymek: Nie chcę bajki
Ja:  Znajdę jakąś super-fajną.
Szymek: No dobrze, to włącz i sobie pooglądaj a my się tu pobawimy!
...
Ja: Szymek, a może film o planetach?!
Szymek: Taaak film o planetach!!
Ja: (o chol...)Tatuś, mamy jakiś film o planetach?
Tatuś: Chyba mamy, ale na pewno nie po polsku.

I oglądali. Jaś padł, Tatuś poległ, Mama nawet sobie głowy nie zawracała, Szymek oglądał, oglądał, zachwyt nie schodził z twarzyczki aż do momentu kiedy mama przerwała i wygnała spać.



Zazdrość

A Mama zrobiła Kasieńce czapkę, nie ważne, że troszkę krzywa. A Kasieńka ma 9 m-cy i czapeczkę od mamy tuli i z czapeczką śpi. Zazdroszczę, że się mama postarała, że się jej chciało, że potrafiła. A Malutka będzie miała pamiątkę od mamy - taką od serduszka.
A Poleczka dostała od swojej mamy nie tylko własnoręcznie zrobioną czapeczkę ale też kocyk - śliczny tęczowy i jeszcze ubranko do chrztu. A mnie już zazdrość zżera. Bo moje chłopaki tylko ze sklepu i ze sklepu. Co prawda sweterki noszą  hand made ale nie przez mamę a przez babcię wyczarowane ;/

A dziś zobaczyłam TO 
Myślicie, że mogłabym się nauczyć? Nie, nie mam złudzeń! Dla moich dzieci nie...Zanim zacznie mi prosto wychodzić.... to może akurat zdążę zrobić etui na świadectwo maturalne Janka. Ale może dla wnuków się nauczę, jeśli takowe kiedyś będą. 


poniedziałek, 15 października 2012

Święto dyni

Co roku w październiku we wrocławskim ogrodzie botanicznym organizowane jest święto dyni. Co roku się na nie wybierałam i nigdy nie udało mi się dotrzeć. W ostatnią niedzielę zabrałam Jasia i wreszcie dotarłam. No i się zawiodłam :/ Trochę z mojej winy a trochę z przyczyn obiektywnych. 
Było fajnie bo:
- Zabraliśmy ciocię Marcelinkę, co jest gwarancją miło spędzonego czasu
- Pogoda dopisała
- Ogród botaniczny jest śliczny niezależnie od pory roku
- Dynie, dynie i jeszcze raz dynie. Dynie małe, dynie duże, malowane wycinane, kształtowane, układane. Cudne 
- Spacerowanie się przeciągnęło....
Było niefajnie bo:
- Tłumy się przetaczały, kotłowały, przepychały, przeszkadzały, potrącały, uniemożliwiały przejście, zasłaniały widok, psuły kadry. Gdyby to były tłumy dzieci...ale nie, całe hordy dorosłych, mniej dorosłych, bardziej dorosłych, natarczywie dorosłych. Dzieci trzeba było trzymać w wózkach, ewentualnie na sznurku.
- Zabrałam mój mały, śliczny, ukochany wózeczek na małych ślicznych kółeczkach. W sam raz na żwirowe ścieżynki :/ CO MI STRZELIŁO DO GŁOWY?! A samojeżdżący wielkokołowy X-lander kurzył się na klatce schodowej.







niedziela, 14 października 2012

Gdy krew się burzy

Wybrałam się rano do marketu kosmetyczno-dzieciowego wiadomej sieci. Stoję w kolejce a przede mną małżeństwo. Pan w wieku późno-średnim zaczyna wywód, że do tego (chyba szamponu) MA dostać płyn micelarny. Na to kasjerka, że nie ma płynów, są kosmetyczki. A on, że po co mu kosmetyczka, on che płyn. Na co kasjerka, że płynów nie dowieźli ale w ofercie jest napisane że kosmetyczka LUB płyn. Na to Pan wpadł w dość głośny i mało grzeczny słowotok:
...jak jest LUB to znaczy, że mogę sobie wybrać... .oszustwo....niedopuszczalne....zadzwonię.....załatwię....to wy powinniście....ale ja chcę płyn....sprawdzę czy jest gwiazdka....skandal...
W międzyczasie kasjerka pyta czy wycofać ten produkt? Na co pan kolejny słowotok: ..nie....ja to załatwię.....już oni mi przyślą.....blablabla.....
Żona nic, ani słowa, czeka. A ja stoję w kolejce i ciśnienie mi skacze.
I nie wytrzymałam i mówię panu, że widocznie nie zna znaczenia słowa "lub". Ze "lub" nie oznacza dostępności dwóch rzeczy, wystarczy, że mają jedno. Na co cała złość Pana skupiła się na mnie. Że się wtrącam (no wtrącam :)), że się nie znam, żem głupia, że oni celowo, ze to zmowa, oszustwo...blablabla...
Wreszcie odezwała się Żona. Że widocznie jestem na tyle bogata, że nie muszę przywiązywać wagi do takich rzecz. Na co ja, że JESTEM NA TYLE BOGATA, ŻE NIE MUSZĘ BYĆ PAZERNA NA GRATISY I PSUĆ HUMORU WSZYSTKIM KLIENTOM W SKLEPIE i poszłam (bo w międzyczasie mnie obsłużono w drugiej kasie).
Wracam do domu, i opowiadam Mężowi, na co Mąż, że po co ja się mieszam w takie ekscesy i po chwili zastanoweinia
...ALE JUŻ OD RANA BYŁO WIDAĆ, ŻE MASZ OCHOTĘ KOMUŚ WPIER...LIĆ. lepiej ci?
Jasne, że lepiej :DD  i dostałam od Męża buziaka

Oj, no może nie miałam racji, ale NIE CIERPIĘ kłótliwych ludzi w sobotę rano...psują krew wszystkim wokół. Ja rozumiem spokojną debatę, ale wyżywanie się na kasjerce..NIE!

niedziela, 7 października 2012

Mapa do szczęścia mamy

Smoczek. Może nie jest niezbędny. Może da się bez niego. Znam różne teorie o tym, że to substytut bliskości rodzicielskiej, że psuje zgryz....bla bla bla. Janek smoczka potrzebuje i już. Na pewno nie pozwolę mu na bieganie ze smoczkiem w wieku lat dwóch, ale teraz?! Do zasypiania? Czemu nie? 
Smoczek ma niestety to do siebie, że ciągle gdzieś się zawierusza i trzeba go szukać!! Poprawka - ja muszę go szukać. I dziś przed snem też. W końcu krzyknęłam - pomożecie mi szukać tego smoczka, czy nie?!

Szymon: No dobla, ja pomogę... Wies, musis sobie zlobić taką mapę i na niej nalysować tsy smocki. I jak zginie to patsys na mapę i mówis "o tu jest smocek Jasia". I jus nie musis sukać! 
Ja: Mam sobie zrobić mapę smoczków? To świetny pomysł :)
Szymon (wyraźnie z siebie zadowolony): No taki mi psysedł do głowy! O zobac jak tu jest duuzo kaltek. Nalysuj mapę i powieś ją tu na ścianie i się nie zgubi!
Ja: Szymuś jak ja lubię te Twoje pomysły!
Szymon: No, bo mi codziennie pomysły psychodzą do głowy! Jus się nie musis tak denelwować i tak głośno mówić.

czwartek, 4 października 2012

Góry Izerskie

Dziś pogoda przybija. Szukam "humolu"przeglądając fotki zrobione w ostatni weekend :)
W niedzielę oglądaliśmy, wdychaliśmy, wsłuchiwaliśmy się, podziwialiśmy piękno Gór Izerskich jesienią.

"cwarte wakacje" czyli obiecana przejażdżka kolejką linową
RODZINNIE :))

Ja chce za rąckę

Goniąc własny cień

T-raper Janek


Dokąd oni mnie prowadzą?!

środa, 3 października 2012

ZUS

Byliśmy z Jankiem w ZUSie. I wiecie co? - Był kącik dla maluchów. Nie był zaplanowany, zaprojektowany, ot -wydzielone miejsce metr na metr, ale BYŁ. Maleńki stolik, maleńkie krzesełka - w sam raz dla 3-latka. Kilka kartek, flamastrów, kilka autek dla chłopców i nawet kucyk dla dziewczynek. 
Komuś się chciało :) miłe

wtorek, 2 października 2012

BellVita

 Reklama, reklama :) Chyba mogę sobie pozwolić na trochę reklamy, prawda?
Jest, ruszyła, wystartowała. A wraz nią moje nadzieje, marzenia.
BellVita.
Wizytówki się drukują, stronka dopracowuje.

Dzięki Asterii powstało logo i banerek do strony www.



Wizytówki, prawda, że ładne?



sobota, 29 września 2012

Nauka

Człowiek uczy się całe życie...
Parę tygodni temu zamieniliśmy piankowe puzzle z literkami na wykładzinę dywanową z ulicami. Musieliśmy. Jeszcze parę miesięcy temu zarzekałam się, że puzzle piankowe są najlepszym rozwiązaniem do dziecięcego pokoju - miękkie, izolują i są łatwe do mycia. Za czasów Szymonka tak było. Leżały grzecznie na swoim miejscu i pełniły swoją funkcję. Ale potem nastała era Dwóch. Puzzle po króciutkim kontakcie z Jankiem wyglądały jakby przeszło tornado. Fruwały w powietrzu i ociekały śliną.
Teraz są drogi, szpitale, lotniska, urzędy, stacje benzynowe...całe miasteczko. Nawet tory zostały schowane!! Teraz jest tak: 
- Mama, no poooobaw się ze mną! Ty będziesz jeździć tym- i wręcza mi czerwonego resoraka. - Tylko uwazaj, bo on potsebuje prostownika! 
- Prostownika? - pytam.
- No tak, prostownika. Stare auta potsebują prostownika, wies?
Skąd mu się wziął ten prostownik? Dopytuję młodego, czy na pewno wie, co to takiego. Na wszelki wypadek strzelam wykład o akumulatorze, zapłonie itp. Niech wie, że mama wie :D
Młody wysłuchał i skwitował: No tak wiem! A w samolocie jak jest? No i padło z moich ust inteligentne - Yyyyyyy?

 A Janek? - Janek każdego dnia weryfikuje mój pogląd na temat opieki nad dzieckiem. 
Tornado imieniem Janek, rozdaje uśmiechy na lewo i prawo, łazi przy meblach, ściąga wszystko co znajdzie się w zasięgu jego rączek. Wciera w dywan chleb i biszkopty. Zdarzyło mu się wyleźć z wózka, z wysokiego krzesełka do karmienia. Wychodzenie z krzesełka trwało moment - klękną, obrócił się i zjechał na brzuchu pod stolikiem. Musiałam czekać aż skończy manewr i wyciągać od dołu bo od góry już się nie dało. Tym sposobem polecane przeze mnie drewniane krzesełko 2w1, które rozkłada się do osobnego krzesełka i stolika, przestało być polecanym. I znów padło " przecież Szymuś tak nie robił!". Dziś pokazał, że schody to phiii, żadna przeszkoda. A przecież Janek nie ma jeszcze 9-ciu miesięcy.
Ale przecież dał mi ostrzeżenie:
Ze 2 miesiące temu, przewijam Bobasa i mówię do niego "ma-ma, MA-MA". Na to Bobas głośno i wyraźnie: "A ja Jan".

piątek, 28 września 2012

Mój poprawiacz humolu :)

No i wszedł pierworodny w TEN wiek. Zaczął mieć własne zdanie. Stale mnie zaskakuje tym, ile wie. Nie można go zbyć byle jaką odpowiedzią. I dobrze.
Jak nic -rośnie mi inżynier. Ale oszczędzę tu dyskusji o tematyce technicznej. :))  Ach, duma mnie rozpiera i tyle. Typowa mamuśka zauroczona geniuszem dziecka ;)
***
Od jakiegoś czasu mamy nowego towarzysza życia. Uosobiony został Humor Szymka.
Gdy coś idzie nie po myśli Szymusia, słyszymy: "Znowu mi Humol uciekł". Ale, co ciekawsze, bywa, że słyszymy "O!, Humol mi wraca!", albo np. " Nie musis od lazu mówić, ze ci psykro (w niektórych słowach mamy "r" a w innych cięgle "l"), ja tak ksycałem bo mi Humol kazał"
***
Ja: Szymon, idziemy się kąpać.
Szymon: Ale głowy nie myjemy?!
Ja: Musimy, wygłupialiście się z Jankiem i zobacz jaki jesteś spocony.
Szymon: Ale jak pójdę spać to mi się głowa odmęcy i jus nie będzie spocona!

środa, 26 września 2012

Krokodyle ząbki

Szymon: Mamusiu, jak krokodyl myje ząbki? (krokodyl przez R)
Ja: Hmm, nie wiem, chyba nie myje..
Szymon: Dlacego?!!
Ja: Bo ma za krótkie łapki i nie sięga do pyska.
Szymon: (po chwili namysłu) Chyba ptaśki mu myją, wies...

I skąd mu to przyszło do głowy? Z bajki jakiejś? Ostatnio bajek nie ogląda WCALE.


poniedziałek, 24 września 2012

Bakcyle, wirusy

No i chorujemy
Ostatni miesiąc w skrócie wyglądał tak: Janek złapał zapalenie oskrzeli, które wyleczyliśmy ale jego marna odporność przygarnęła wirusa. Bronił się biduś (Jaś a nie wirus rzecz jasna) ale nie dał rady. Wirusy zaprosiły bakcyle, bakcyle zajęły Jankowe gardło, a potem przeprowadziły zmasowany atak na Szymonkowe oskrzela. Obaj dostali antybola (tego samego) i się leczą. Mama synusiów przytulała i pieściła w myśl starej prawdy, że miłość leczy. Miłością mamy zaraził się wirus/bakcyl i pokochał mamę. Teraz mama dogorywa...i zastanawia się, czy poprosić o antybola także dla siebie. Ale sama myśl o tym jak dostać się do lekarza, nie zabierając ze sobą dzieci przyprawia mamę o mdłości.

***

Od wczoraj nie mam ani smaku, ani węchu :/ i przypaliłam zupkę Jasia....bo zabawiam chorusów, bo robię 5 rzeczy na raz, bogłowa boooli. 
Szymuś zawołał mnie do kuchni, że coś...O, matko, zupka się przypala!! Na szczęście to dopiero początek przypalania. Postanowiłam zupkę uratować. Jeszcze tylko pierworodny pouczył mnie, że powinnam przyjść wcześniej a nie dopiero jak on mnie woła. (oj tam oj tam). Uratowaną część zmiksowałam, wącham, próbuję - nic, więc wołam Szymonka.

Ja: Szymuś, spróbujesz zupki Jasia? Powiedz mi, czy będzie taką jadł.
Szymon: (po spróbowaniu, z pełną stanowczością) Jaś nie będzie tego jadł! 
Ja: Nie dobre?
Szymon: (z wymuszonym uśmiechem) Doooobre, ale Jaś nie będzie tego jadł!

Mój skarbuś kochany...

środa, 19 września 2012

Miało być o wakacjach, ale nie będzie :)

Nie będzie o wakacjach bo wakacje to czas odpoczynku. Także od blogowania. Blogowanie to sposób odreagowania, a wakacji nie trzeba odreagowywać. Zdradzę tylko, że BYŁO CUDOWNIE.
A po wakacjach? - rzeczywistość. Wracam pełna zapału, pomysłów. Liczę na to, że energii z naładowanych akumulatorów wystarczy na rok. No dobra - na 3 miesiące :P Jestem gotowa do podjęcia pracy. Praca jest!! Na razie tyci tyci, ale będzie coraz więcej. I dobrze! bo nie wyobrażam sobie porzucać dzieci na 10 godzin dziennie, zakładać garniturek i pędzić do korporacji. Będzie stopniowo, łagodnie...Byle nie było ze mną jak z tą żabą...no wiecie! A jak nie wiecie to poczytajcie na samym dole postu :) Tak czy owak:
- Działalność założona, rusza 1.10.2012
- Współpraca z "Promykiem Słońca" omówiona
- Żłobek dla Janka załatwiony (już bliżej się nie da - w kapciach go będę zanosiła:))
- Szymonek wrócił do przedszkola i jest tam SZCZĘŚLIWY, NA PRAWDĘ. Nawet pani Papulinka powiedziała, że to zupełnie inne dziecko niż przed wakacjami :)
- Telefon służbowy kupiony
- Strona WWW w przygotowaniu, premierę przewiduję na początku października

Zostało
-Pójść do ZUS-u
-założyć konto w banku (polecacie jakiś?)

Jak to jest? Szukam pracy przeszło dwa lata. I nic! Postanawiam "pójść na swoje" i wtedy pojawiają się ni stąd ni zowąd 2 oferty. Dokładnie takie jakich szukałam! Szukałam, ale czy na pewno chciałam? Hmm...chyba nie! Chyba podświadomie uciekałam. Uciekałam od korporacji, od laboratorium. Nie mniej jednak kusi taka pewność - umowa o pracę, stała pensja. Z drugiej strony  - ciągle wokół mnie pojawiają się sygnały, że "takiej okazji nie wolno zmarnować", "będziesz żałować, jeśli nie spróbujesz" "wstrzelisz się w to co modne i na co jest zapotrzebowanie", "będziesz w tym dobra" czy wreszcie "spadła nam pani z nieba" (to ostatnie było bardzo miłe). Jednego jestem pewna i to pozwoliło mi ostatecznie podjąć decyzję - JA TO LUBIĘ! Lubię czytać artykuły dietetyczne, przeszukiwać fora skupiające rodziny dotknięte chorobami dietozależnymi, wyszukiwać przepisy. Ok, koniec tematu, przynajmniej na dziś :)

***
A co u Szymka?!
Dorasta! Trochę drażni mnie jego seplenienie. Jednak ostatnio naszła mnie myśl, że to dobrze, że sepleni i ma taki krecikowy głosik. Przynajmniej wiadomo, że jest dzieckiem, przedszkolakiem...Czasem słucham ze zdumieniem tego "co mówi" i zupełnie nie pasuje to do tego, "jak mówi". Np.:

Śniadanie.
Szymon: Nie mogę juś jeść tego śniadanka bo jak otwielam buzię to mi się ocy zamykają.
Ja: Musisz jeść śniadanko. I nie słyszałam, żeby komuś się oczy zamykały od otwierania buzi.
Szymon: Widzis, tak to jus ze mną jest...

Restauracja. Spotykam Młodego na dość stromych schodach.
Ja: A ty dokąd idziesz?
Szymon: Do toalety (już nie "tołalety"). Idę siusiu.
Ja: To ja pójdę z tobą, pomogę Ci!
Szymon: Nie! Ty pójdzeis do dziewcynek a ja do chłopców! O widzis - tu jest dla chłopców, a tu dla dziewcynek.
Ja:  No dobrze, tylko pamiętaj, umyj rączki!
Po chwili
Ja: No i co? - Zrobiłeś siku?
Szymon: Nie mów "siku" tylko "siusiu", nie zlobiłem.
Ja: Dlaczego?
Szymon: Bo pisułaly były za wysoko!


P.S.
Z żabą jest tak, że jak się ją wrzuci do wrzątku to wyskoczy, ucieknie i może nawet przeżyje. Ale jeśli żabę wrzucić do garnka z zimną wodą a potem stopniowo wodę podgrzewać, to żaba da się ugotować, do ostatnich chwil nieświadoma nieuniknionego.

środa, 29 sierpnia 2012

Anioł stróż

Wakacje, znów będą wakacje...
A przed wyjazdem dobrze byłoby wziąć kartę ubezpieczenia z NFZ. Tatuś wypełnił wnioski i pojechał...po pracy...bhahaha. W sezonie wakacyjnym przyjmują 800 petentów dziennie!!! Ale skąd miał to wiedzieć. Ja też nie podejrzewałam rodaków o taką zapobiegliwość i zaradność no. Tatusiowi się nie udało, więc spróbowaliśmy my - czyli ja i Jaś-nie pan. Mieliśmy jechać z samego rana a wyszło jak zwykle. Dotarliśmy  na miejsce na dziewiątą. Myślę sobie, może raz skorzystam ze swoich praw i wpuszczą mnie bez kolejki. Kiedyś tak było: starsi, chorzy, kobiety w ciąży, mamy z małymi dziećmi, czy ktoś pamięta te czasy? Pół drogi myślałam jak zagadać, bo ja doświadczenia we wciskaniu się bez kolejki nie mam. Ułożyłam sobie gatkę. Wchodzimy a tam automat wydający numerki. Mogę spróbować swojego wywodu zwracając się do maszyny, ale co to da? Wzięłam numerek. Zerkam na wyświetlacz. Eeee nie jest tak źle, tylko 32 osoby przed nami. 
I wtedy pojawia się anioł w postaci Stróża. Starszy pan z uśmiechem mówi, "ojej biedaczek wymęczy się w tej kolejce" i wkłada mi do ręki inny numerek. Nagle mamy przed sobą nie 32 a jedynie 3 osoby w kolejce.

Maszyna to fajna sprawa, porządkuje, reguluje, zmniejsza ryzyko kłótni kolejkowych. A w naszym NFZ-cie maszyny pilnuje Anioł Stróż...

P.S.
Załatwiliśmy sprawę,  ja powiedziałam po prostu dziękuję a Jaś jako, że mówić nie umie, wręczył czekoladę.

środa, 22 sierpnia 2012

Tramwajowe studium przypadku

Jedziemy tramwajem. Jaś obraca małpkę. Mi głowę zaprząta "problem" - zdjąć dziecku skarpetki, czy nie zdejmować. Robi się małe zamieszanie bo wchodzi mama z trójką dzieci, najmłodsze w wózku. Posuwam swój wózek by zrobić miejsce. Starsze dzieci biegają, szukają miejsca by usiąść, nie mogą się zdecydować, tramwaj skręca, matka krzyczy... Przyglądam się dzieciom - może sekundę, może pięć, nie chcę się gapić, ale.... Moja uwaga skupia się na najstarszym dziecku. Dziewczynka, może 7 lat, nawet ładna, tylko....ten FAS. Chyba w tym przypadku nie da się tego pomylić z niczym innym. Jest jak ilustracja w podręczniku.
Jak to jest, że jedne matki kochają zanim pojawią się dwie kreski, kochają jeszcze bardziej gdy okazuje się, że są problemy. Robią WSZYSTKO i winią się, że wciąż za mało. Inne świadomie robią dziecku krzywdę. Kładą kłodę pod nogi już na starcie. Jak?!
A może nie wiedziała? Zaraz....czego nie wiedziała? Ze jest w ciąży, czy że pić nie wolno? Może niedouczony lekarz usprawiedliwiał własną niedoskonałość: "lampka wina nikomu nie zaszkodzi, a nawet pomoże". A może życie przybiło? 
Dobrze, że chociaż nauczyła się na błędach. Młodsze dzieci nie mają ani małych szeroko rozstawionych oczu, ani wygładzonej rynienki podnosowej, ani...A może mają jeszcze mniej szczęścia - nie mają tych cech morfologicznych.... A co z psychiką? Może to nie jest tylko nadpobudliwość. Może dziewczynka znajdzie pomoc, bo wiadomo czego się spodziewać, a chłopiec pozostanie tylko "niegrzeczny i niezdolny". Może.

Nowe tramwaje nie stukoczą. One szepczą. Do jednego ucha głosem Raskolnikowa "jednostki wszawe" do drugiego "nie osądzaj bo g.... wiesz".

Nasz przystanek. Zostań w tych skarpetkach mój kochany, oczekiwany. Może to nie był FAS. Może dodałam etykietę. Czuję rumieniec. Spuszczam wzrok.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Wiadomości znad morza...

Rozmowa telefoniczna (tym razem pominę seplenienie...)

Ja: Cześć Kochanie co słychać?
Szymon: Padało ale już się słonko przebija. Babcia wypije kawę i pójdziemy na spacerek. No bo wiesz...A jaka u was pogoda?
Ja: U nas jest upał.
Szymon: Co robicie z Jasiem? Idziecie na spacerek?
Ja: Nie idziemy, bo jest strrrasznie gorąco. Pójdziemy wieczorem.
Szymon: A co robi Jaś?
Ja: Teraz śpi.
Szymon: Nie przeszkadzam mu?
Ja: Nie Kochanie, nie przeszkadzasz.
Szymon: Znaleźliśmy z dziadkiem grzybka, ale nie muchomorka tylko takiego jadalnego! Suszy się! No bo wiesz - musi się suszyć. Jeszcze cały tydzień będzie się suszył. I idziemy nad zatokę. Bo tu Polska jest, wiesz? - Polskie morze, polska zatoka. A wczoraj widziałem rybki. Całą ławicę rybek. I koszulka mi się zmoczyła.
Ja: Ale to nic nie szkodzi, że się zmoczyła
Szymon: No nie szkodzi, czasem tak się zdarza, że się koszulka moczy, albo majtki się moczą...No i idziemy nad zatokę pilnować zabawkowej łodzi.
Ja: Dostałeś łódź od babci i dziadka?!
Szymon: Tak, ale wiesz, trzeba jej pilnować, żeby do Szwecji nie uciekła. I idziemy nad zatokę. To ja już oddaję babcię....


Trzy lata, a jaki dorosły!
Nie lekceważcie dzieci, bo dzieci są mądrzejsze niż się wydaje.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

BLW

BLW (Baby Led Weaning), czyli metoda wprowadzania stałych posiłków do diety dziecka. Tradycyjne papki zastępuje się kawałkami jedzenia. Dziecko dostaje na talerzyku np, pokrojone ugotowane warzywa i samo sobie wybiera co i ile che zjeść. Ciumka, mlaska a jednocześnie uczy się samodzielności. Podchodziłam do tego jak pies do jeża. Jak to? Nie zadławi się? Naje się? Jako, że być może będę szkoliła rodziców z żywienia dzieci, postanowiłam spróbować. By stać się wiarygodna potrzebuję i wiedzy i doświadczenia, prawda?
Co na to Janek? Jeszcze nigdy nie widziałam takiego skupienia na twarzy mojego dziecka! 20 minut samodzielnego posiłku! I najadł się! Na prawdę! 






sobota, 11 sierpnia 2012

trzeba posprzątać

Za radą internetowej ciotki:
Ja: Szymon zobaczysz, jak nie będziesz sprzątał zabawek to w końcu przyjdą krasnoludki, te co w nocy szukają zabawek, których dzieci już nie potrzebują, pakują do worka i wynoszą dla innych dzieci. Zobaczysz - przyjdą, pomyślą, że specjalnie zostawiłeś zabawki dla nich, spakują, zabiorą, rano wstaniesz i nie będziesz się miał się czym bawić.
Szymon: A książki też zabiorą? (widzę strach w oczach, jest dobrze przejmuje się...)
Ja: Tak, książki też mogą zabrać.
Szymon: To trzeba szybko posprzątać!
Ja: Trzeba
Szymon: To lepiej zacznij od książek!

No i co ja mam o tym myśleć?! Zrobił z matki sprzątaczkę - wrrrrrr. Czas pokazać, kto tu rządzi. Z drugiej strony...hmm...jestem dumna, że książki są ważniejsze od zabawek

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Agroturystycznie

Uciekliśmy (ja, dzieciaki i babcia E.) na tydzień od zgiełku miasta by zaznać ...yyyy....samych przyjemności.  Chodziło oczywiście głównie o Szymka :)) jakby mogło być inaczej. 
Czego może potrzebować mały chłopiec? Może PRAWDZIWEGO ciągnika, PRAWDZIWEJ koparki, ładowarki, kiełbasek z ogniska, psa Puszka - Mój kochany, jak ty śmieldziś twoją kupą, ja cie tak lubię!!!... A może kąpieli w zalewie, zdobywania "góry", pływania rowerem wodnym, jedzenia lodów i misiów Lubisiów?
Czego może potrzebować mama małego chłopca? Może świeżego powietrza, obcowania z naturą, mleka prosto od krowy, jajek od kury, lekcji dla swoich dzieci - bo mleko na prawdę nie pochodzi z kartonu a jaja z wytłaczanki?! A może pysznych obiadów bez mieszania w garach? Czytania książek? Braku dostępu do internetu?
A Janek? No cóż - idealny nie był, ale nieprzespane nocki rekompensował rozbrajającym uśmiechem w dzień.

Pani Krysiu, wracamy za rok.
Nie jakiś tam grill! - prawdziwe ognisko!

Panie Flaniu, a po co ten pasek?

Krówka Dominika

sobota, 28 lipca 2012

Dziś nie o Szymonku, hehe

Cześć, mam na imię Jan. W domu wołają do mnie Jasiu, Jasieńku, Dżony a najczęściej po prostu Janku. Aha, Szymuś czasem woła Jopeczku przez miękkie "cz". Szymuś to mój brat, całkiem fajny i ma najlepsze zabawki na świecie. Nie jakieś tam grzechotki, tylko prawdziwe samochody i pociągi!!! 
Mam 6 miesięcy, wkrótce skończę 7. Z dnia na dzień robię się bardziej samodzielny, albo jak mówi mama "samobieżny". Umiem robić coraz więcej rzeczy. A jakiś czas temu nauczyłem się przemieszczać SAM, wcale nie na cudzych rączkach. Chociaż cudze rączki ciągle się przydają...najlepiej jeśli są to ręce mamy. Dziadek mówi, że czołgam się po żołniersku, ciocia G. mówi, że pływam kraulem po dywanie a mama, że włażę wszędzie gdzie nie wolno, ale wszyscy, niezależnie od tego co mówią, śmieją się. Nie wiem czy ze mnie czy do mnie...na wszelki postanowiłem zmienić technikę i teraz wszyscy mówią jednym głosem, że raczkuję. 
Mam Mamę i Tatę. Są całkiem fajni, ale wymagają rządów "twardej ręki". Szymonek nieźle ich rozpuścił, więc ich wychowywanie przypadło mi. Lepiej późno niż wcale...Oni myśleli np. ze dzieci niczego nie ruszają, nie ściągają z półek, bawią się zabawkami a nie łańcuchem od roweru taty no i w ogóle siedzą grzecznie na kocyku i ładnie wyglądają, bhahahaha :D
Oto kilka instrukcji:

Wołanie mamy:
Etap 1:  Wołam -yyyy i eee, gdy nie skutkuje przechodzę do kolejnego etapu.
Etap 2:  Zaczynam głośno jęczeć i stękać 
Etap 3: Pajacyk. Pajacyk zwykle na mamę działa - serducho mięknie na widok skaczących rączek i nóżek i uśmiechniętej buzi. Gdyby jednak nie zadziałał, mam jeszcze asa w rękawie :)))
Etap 4:  Zaczynam kaszleć do skutku, czasem nawet lecą mi łezki - zawsze działa. Oczywiście kaszel mija natychmiast gdy stracę kontakt z podłożem :)) wystarczy, że ręce mamy uniosą mnie o 2-3 cm. (może by tak pójść do szkoły aktorskiej...)

No i właśnie tej nocy musiałem wyjąć asa. Tylko coś było nie tak... nocka gorąca, nie mogłem zasnąć. Przytulanie nie pomagało bo za gorąco a bez przytulania - smutno. Pić się chciało. Godziny mijały...

Budzenie:
Moi rodzice to straszne śpiochy. Za oknem świta a oni śpią!! Ja rozumiem- uciąć sobie drzemkę w ciągu dnia, ale rano?! 
Etap 1: Czekam, może sami się obudza. Jeśli obudzą się, obdarzam ich moim uroczym, bezzębnym uśmiechem. Ach, jaki jestem słodki! Ale czasem czekam i czekam a oni śpią, wtedy...
Etap 2. Zaczynam śpiewać "pobudkaaaaaaaa aaaaa aaa, jejejeeee pobudkaaaaaaa" i nadal się uśmiecham.
Etap 3: Do tego etapu potrzebne jest jakieś narzędzie, którym można jeździć i tłuc po szczebelkach.  Doskonale nadaje się do tego celu kubek niekapek, którego mamie nie chciał się w nocy odnieść do kuchni i postawiła w rogu łóżeczka. Zwykle to już skutkuje, ale gdyby nie poskutkowało to jeszcze można....
Etap 4:  ciągnąć mamę za włosy - tak porządnie - obiema rękami, powinno to wyglądać jak przeciąganie liny. 
Mama mówi, że ja chyba mam ręce jak inspektor Gadżet, czy jakoś tak.. No mam takie co potrafią sięgać dużo dalej na wyciągnięcie ręki. To chyba ta moja zdolność wyginania się. W sumie przydaje się to do zabawy. Można np. sięgnąć do paczki pieluch i wyciągnąć ze dwie. No co? Musze ćwiczyć samoprzewijanie! Umiem też dosięgnąć do nawilżanych chusteczek :) Rozrzucanie ich jest jeszcze lepszą zabawą niż wcieranie biszkopta w dywan. 

Dziś już kończę, ale jeszcze tu wrócę :)
P.S. Mama dostała propozycję pracy. I panikuje. Najpierw panikowała, że nic się nie dzieje a jak przez przypadek dostała ambitną ofertę to....eh nie rozumiem tego. W każdym razie postanowiła spróbować.

sobota, 21 lipca 2012

Egzamin zaliczony, uprawnienia do wykonywania zawodu zdobyte po raz drugi :))

Sobotnie popołudnie. Chłopaki - starszaki na stadionie. Oglądają i stadion i mecz. Ja mam jedno, jedyne, sześciomiesięczne czyli pełen relaks. Żeby nie czuć się stuprocentowym nierobem nierobem, gotuję zupkę :) Zupkę w ilościach hurtowych. Potem zupkę blenderem bżżżżżżż i do słoiczków. Część z mięskiem, część z żółtkiem, niech się wszystkie gerberki, hippki, bobovitki schowają. 

No i jeszcze coś dla fanów Szymona:

Babcia E.: Szymuś jedz bo nie urośniesz i cię do szkoły nie przyjmą.. (za 2 lata)
Szymon: Jakze to?!!

Przed kioskiem. Szymon zachwyca się plastikowym autobusem.
Babcia E. Szymuś, ten autobus to taki dla malutkich dzieci.
Szymon: Jakbym był mały, to by był dla duzych!

No i kupił sobie tym tekstem nas (mnie i babcię), a my kupiłyśmy autobus. Ech,  dorasta mi pierworodny.

niedziela, 15 lipca 2012

Plany

Czas zdradzić plany. Chociaż wiem, że część czytaczy wie...
Postanowiłam zostać dietetykiem. Tak, dietetykiem! Tak się składa, że uprawnienia do uprawiania zawodu mam, chociaż zupełnie nie byłam tego świadoma... Jak to możliwe? A jednak - chemia wyprała mi mózg do tego stopnia, że nie brałam pod uwagę opcji, że można po moich studiach robić coś innego niż syntezowanie, hodowanie grzybów, bakterii, analizowanie itp. itd. Dopiero "urlop" macierzyński przeczyścił trybiki a "seans" u fryzjera je naoliwił... 
W temacie zdrowego żywienia jestem cały czas. A to dzięki Młodemu, który skutecznie mnie przeszkolił. A właściwie to nie przeszkolił, tylko przeczołgał, przeczochrał, przemielił, a na koniec powiedział - zdałaś egzamin. Bo matka dziecka z alergią na prawie wszystko musi się nieźle nakombinować, żeby dziecko wyżywić, odżywić,  dietę zbilansować i to jeszcze tak, żeby było smaczne. Był czas, że zaprzyjaźniłam się z Panią ze stoiska ze zdrową żywnością. Niestety Pani stoisko sprzedała komu innemu. A wraz z Panią stoisko straciło duszę i umiera śmiercią smutną i bolesną; żal patrzeć...Ostatnio widziałam tam nawet Danonki :(
A Młody?!! Ostatnie testy wykazały, że może jeść nawet UWAGA - czekoladę!! Musimy unikać jajka (co mnie średnio martwi) i dorsza oraz pozostałych ryb morskich (co mnie martwi bardzo). No ale jest o niebo lepiej.
Ale koniec dygresji...
Dietetykiem zostanę, powiedzmy...od drugiej połowy września, czyli gdy podczas wakacyjnych wojaży  zbiorę potrzebne siły. A na razie poszłam na kurs. Na kursie przekonałam się, że wiem więcej niż myślałam. Czyli dietetyka i psychoterapia w jednym! A po co tam poszłam? A po to, żeby poznać wszystkie popularne "diety cud", których jestem ogromną przeciwniczką. Ale przecież wroga trzeba znać, żeby z nim skutecznie walczyć! Na kursie zdobędę też wiedzę z zakresu obsługi stosownych programów oraz liczenia, bilansowania, zestawiania. Ech, jak ja to lubię. Dawno nie byłam tak podniecona i przekonana, że będę w czymś dobra. 
Dawno nie byłam? Chyba NIGDY nie byłam. 

P.S. W szczytowym momencie problemów z alergią Szymonka sypało po:
glutenie, mleku (i wszystkich przetworach), krowie, jajku, kurze, świniach, kakao, jabłkach, winogronach, selerze, brokułach, marchwi, kukurydzy, papryce, dorszu i jeszcze paru nigdy niezidentyfikowanych składnikach. Gdyby nie Szymuś nie miałabym pojęcia, ze krupniczek z Bobovity słodzony jest sokiem z winogron...

piątek, 13 lipca 2012

Szymonowe mądrości

-Ja mam takie celwone lajtuzy, takie podkolanówki. Mozna w nich glać na stadionie i na tlawie i na boisku...cego chcieć więcej?
***
Szymon: Co lobisz?
Ja: Robię sobie gimnastykę.
Szymon: A dlacego?
Ja: Żebyś miał ładną mamę.
Szymon: To ja tez zlobię sobie gimnastykę, zebym byłem takim ładnym Symonem.
***
Tatuś, chmuzy sie, chyba będzie padało. PLAWDAPODOBNIE musimy się schować do domu.

Wycieczkowo, spotkaniowo, odwiedzinowo

Ostatnio czasu BRAK!!
Powtarzać, kopiować i plagiatować nie będę, ZOBACZCIE SAMI :)))
Asteria, dziękuję!!


wtorek, 3 lipca 2012

Burza

Plac zabaw, słychać grzmoty.


Szymon: Słysałaś gzmot ?! Moze psejdzie bokiem...
Babcia E.: Chyba jest nad nami.
Szymon: To musimy iść do domu zeby nas buza nie zabiła!
Babcia E.: Nie bój się Aniołku
Szymon: Ja sie pseciez nie boje, ja tylko mówie ze musimy sie spiesyć, zeby nas buza nie zabiła!
...
Szymon: W mieście są piol...piol...piolunochlony zeby buza nie tlafiła w kazdego cłowieka! Nie zabije nas buza?
Ja: Nie, nie zabije nas! 
Szymon: A dlacego?


P.S. Plac zabaw to już nie "paślabaś" ...

sobota, 23 czerwca 2012

Fotkowo

Misiowa rodzinka od Anielki przed swoim własnym M4

Nowy sposób rowerowania - hol
Po czym poznać Najlepszego Tatę na świecie? - Po najszczęśliwszym dziecku!



Mniam 






czwartek, 21 czerwca 2012

Jadą jadą misie...

Prosto ze Szwecji przyjechała do nas Misiowa Rodzinka. Są śliczne - kieszonkowe. Od razu zdobyły nasze serca. Zamieszkały w Szymusiowym pokoiku, gdzie otrzymały swój własny domek. Oj, kusi mnie by porwać Misiową Mamusię i oddać jej na własność jedną z kieszonek w mojej torebce. Ja też potrzebuję czasem ekspresowego pocieszenia. 
Aniu, dziękujemy!

***

Kicuś dostał nowe uszy. Mama szyła, szyła, igiełką śmigała...A efekt? Uuuu, nie był Szymonekzachwycony, nie był. Właściwie to Kicuś  został odrzucony z powodu nowych uszu. Bo przecież stare uszy były "tylko tloche dziulawe". To "tylko tlochę"  w praktyce oznaczało, że Kicusiowych uszek nie można było ani załatać ani zacerować bo materiał rozpadał się w rękach... Szymuś się zezłościł i nawet rzucił przyjacielem! Kicuś się załamał. Płakał w ramionach mamy, że Szymonek go już nie kocha, aż Szymonowe serduszko zmiękło. Potem były przeprosiny, przytulańce...
...Ehh stary dobry szantaż emocjonalny...

P.S. Fotek Misiów i odmienionego Kicusia nie ma, bo nie zdążyłam zrobić. A teraz już śpią w pokoiku Młodego :) Jak zrobię to dodam

niedziela, 17 czerwca 2012

Rozmaitości

A Jaś dostał tort :) mniam. KTOŚ wiedział jak matce sprawić przyjemność :)) Dziękuję Dziewczyny :))

Tort pieluszkowy Jasia

***
Zbliża się przedstawienie będące podsumowaniem całorocznych zmagać Pani Od Zajęć Teatralnych. Spodziewamy się tego co zawsze :/ czyli, że Szymon tuż przed przedstawieniem odmówi współpracy i wszystko obejrzy z ławki rezerwowych, tudzież z maminych kolan. Nie zwalnia nas to z obowiązku przygotowania stroju dla potencjalnego aktora. Wiecie gdzie znaleźć koszulkę i spodenki dla trzylatka w kolorze czarrrrnym (carrrramba)?! Bo ja wiem - w decathlonie :)) funkcję spodenek będą pełniły dziewczęce leginsy-rybaczki, rozmiar - 5 lat, ale kto to wie... Na naszym chudzielcu wyglądają jak dresik z cienkiej bawełny:) A propos przedstwaienia:

Dziadek A.: Szymon, ja słyszałem, że będziecie wystawiać w przedszkolu sztukę.
Młody: No tak.
Dziadek A.: I ty będziesz w niej grał?
Młody: Tak
Dziadek A.: A kogo będziesz grał?
Młody: Proszę poczęstuj się ciasteczkiem! (nakładając dziadkowi na talerzyk kawałek szarlotki)

***
Panowie wybrali się do Trzebnicy :) W jedną stronę - UWAGA! - szynobusem!!! Łaaaał!!!  A z powrotem - UWAGA! - rowerem!!! Łaaaał. I zabrali ze sobą Dziadka J.! Oświadczam, że dziadek dotarł do domu nieco obolały ale cały i zdrowy!!
Szynobus okazał się hitem!!  Młody był zafascynowany wszystkim - od siedzeń po drzwi do toalety. Z toalety oczywiście skorzystał kilkukronie. Biduś już nie miał czym sikać, ale chciał jeszcze raz i jeszcze raz. Dopiero Tatuś zainterweniował. -Szymonku, tobie nie chce się siusiu, tylko chcesz te drzwi otworzyć, prawda? - Taaak! :) I jak tu młodemu inżynierowi nie pozwolić...



***
Mama miała klasówkę z tańca brzucha :) na prawdę :) Choć oficjalna nazwa brzmiała: "Orientalna Gala Kursantek Szkoły Tańca Al-Mara", czułam się jak na sprawdzianie i to nie zbyt dobrze przygotowana. Poszło OK :) Oglądałam filmik i właściwie niewiele widziałam, bo nie mogłam oderwać oczu od własnego bebola. Ło matko czysta!!! Obcy wyszedł 5 miesięcy temu, jakim cudem mój brzuch się jeszcze nie zorientował... Bartuś twierdzi, że mam kiepski marketing...i że zawsze sobie znajdę coś do czego mogę się przyczepić... Bo on widział tylko, że było ładnie i równo :))

*** 
Babcia E. i Dziadek A. (moi rodzice) poinformowali mnie, że zostali zaproszeni na "IMPREZĘ" organizowaną prze mojego syna na ogródku działkowym Wujka L. (mojego szwagra)!!! Ponoć nie tylko oni są zaproszeni, Młody wymienił im jeszcze kilka osób z rodziny i nie tylko! Pierwsze słyszę! Pytam więc Pierworodnego o co chodzi, A on: "Bo ja zaplasam (tu wymienia i wymienia i....wymienia) i zlobimy taaaką duuuzą implezę. I glila zlobimy!!" Obawiam się, że Wujek L. jeszcze o niczym nie wie...