wtorek, 23 września 2014

Czy jest jakiś związek między smartfonem a darmowymi lodami?

No więc jest taki związek? A jest! Zwłaszcza gdy smartfon schowany jest głęboko w kieszeni! 
Już śpieszę z wyjaśnieniami.

Wczoraj w wyniku kilku zbiegów okoliczności i niecodziennych sytuacji wylądowaliśmy na pizzy. Nie w pizzerii ale w normalnej restauracji. Takiej z białymi obrusami i kwiatami. Zamówiliśmy, zjedliśmy a na koniec przyszła kelnerka i przyniosła naszym dzieciom lody. Nie byle jakie lody. Porządne w pucharkach, z owocami, czekoladą. I powiedziała, że to dla dzieci gratis od firmy...za grzeczność.

SZOK

Cóż więc takiego niezwykłego te nasze dzieci zrobiły? Nic. Tylko tyle co każde dziecko zrobić powinno. Usiadły, razem z nami wybrały, poczekały, zjadły. Tak po prostu bez grymaszenia (co przy pizzy trudne nie jest), bez śmiecenia, wstawania, biegania, krzyczenia, przeszkadzania, zabierania, wymuszania, przestawiania sprzętów.... Rozmawiały przy tym z nami o przedszkolu, zadawały tysiące pytań (jak zwykle), otrzymały odpowiedzi (jak zwykle). Nikt nie podnosił głosu, bo po co. Może serce kelnerki zmiękczył Jaś swoim "Dziękuję, już skończyłem, czy mogę wstać?". Nie wiem.

Nie, nie mam idealnych dzieci. Nie, nie zastraszam ich. Nie, nie szantażuję. Nie, nie tresuję. Tak, bywają nieznośne, ale...zawsze mają ku temu powód. Jeden z dwóch powodów:

1. Są zmęczone. 
Pracuję nad sobą, by nie wymagać od dzieci zbyt wiele gdy są zmęczone. Gdy dziecku kleją się oczy po długim dniu, nie jest to dobry czas na intensywne zajęcia. Czasem warto zostawić sprzątanie zabawek na dzień następny. Czasem warto zrezygnować z części kolacji. Odpuścić. Zmęczone dziecko to nie jest dziecko słuchające. To nie czas na wychowywanie, na to był czas wcześniej gdy miało siły i słuchało. To czas na skracanie, szybkie zakończenie niekomfortowej sytuacji, męczącej dla wszystkich. To czas na kompromis.
Czasem wieczorem w moich chłopców wstępuje jakiś czort. Szaleją wygłupiają się. Nie można nad nimi zapanować. Znacie to?? I jak taka sytuacja zwykle się kończy? Bo u nas histerią! Od śmiechu jest tylko mały krok do płaczu. 
Recepta - wieczorem jest czas na wyciszenie, na rytuały. Tak rytuały. To ważne nie tylko dla niemowlęcia. To ważne dla każdego człowieka. Wyciszenie, uspokojenie, spokojny sen. 

2. Nie dostają tyle uwagi ile potrzebują. 
Usilnie próbują tę uwagę na nas wymóc. 
Niedawno wprowadziłam bezwzględny zakaz zabawy przy jedzeniu. Dla wszystkich. Talerz to nie rondo dla resoraków. Widelec to nie skocznia narciarska. Wymagam nie tylko od dzieci. Obiad/kolacja to nie czas na zabawę smartfonem. Nie dla wszystkich to takie oczywiste. A czy wiecie, że w wielu domach nie ma nawet stołu?
Niedawno trafiłam na artykuł na ten temat. (klik klik). Wyniki badań pokazują jak zmienia się zachowanie dzieci, których rodzice mniej lub bardziej świadomie je ignorują wsadzając swoje nosy w smarfony, tablety itd. itp. Ciekawe...
No więc staram się nie ignorować. Staramy się przynajmniej jeden posiłek jeść wspólnie przy stole. To nasz czas, Czas na rozmowę. Tak wiele a tak niewiele. 
Wiem, wiem wszyscy jesteśmy zagonieni, mamy tysiące obowiązków, pędzimy, ale...

Wczoraj naprawdę byłam dumna. Dumna z dzieci...dumna z nas. Taki mały sukces rodzicielski, który ktoś obcy zauważył. 

P.S. A niedawno w tramwaju rozbawiła mnie pewna sytuacja. Mama z córeczką (10 może 11 lat) wracały z zakupów obładowane torbami. Postawiły je w miejscu na bagaż. Mama odpłynęła w świecie telefonowej gierki. Córka pilnowała toreb. W pewnym momencie Córeczka mówi "Mamo, schowaj już ten telefon, za chwilę wysiadamy. Mamo! Słyszysz? Schowaj to! PROSZĘ!" i zaczyna rozdzielać między mamę a siebie torby z zakupami.
Całkowita zamiana ról! Gesty, słowa...

piątek, 12 września 2014

Temat oklepany trochę inaczej. Sześciolatki w szkole.


Wczoraj miałam spotkanie z nowym nauczycielem szachów Szymona. Jestem zauroczona podejściem do dziecka, rozgrywaniem partii, sposobem w jaki nawiązywał kontakt, jak pozwalał odchodzić myślami od szachownicy i wracać do niej. Jakby czytał w myślach mojego dziecka.  To chyba temat na osobny wpis. Przytoczę fragment rozmowy (tak był to rozmowa choć cytuję monolog :) ), którą odbyliśmy po półgodzinnej partii. Choć może użyte sformułowania nie są najlepiej dobrane ale w pewien sposób oddają istotę sprawy. 


- Wie Pani, niby wszystko jest w porządku Szymek dobrze sobie radzi, ale może pojawić się pewien problem i chciałbym dziś panią uprzedzić. Gra w szachy to rzemiosło. Można dzieci uczyć kombinowania, zagrywek, wygrywania, ale można też zacząć od mocnych podstaw, twardych nawyków bo to daje efekty długotrwałe....
- Tak, w dzisiejszych czasach modne jest wybieranie drogi na skróty. Najpierw próbuje się robić karierę a potem szlifuje warsztat
- Otóż to! A ja powinienem nauczyć dzieci m.in. tego warsztatu... Te zajęcia są skierowane do uczniów pierwszej klasy. Głównie siedmiolatków. Ja obserwuję, że między siedmiolatkami sześciolatkami jest jednak przepaść. Choć możliwości intelektualne maja takie same, zupełnie inaczej funkcjonują na zajęciach. Siedmiolatek na zajęciach szachowych rozumie pojęcie grupy. Sam siebie postrzega jako członka grupy  i nie tylko pracuje ale też współpracuje. 
Sześciolatek działa inaczej. Przez większość czasu znajduje się w swoim świecie. Jest jak by to powiedzieć... jak...dziecko autystyczne.... Poza szachownicą widzi zegar, autko, które ma w plecaku, gąbkę przy tablicy, kolorowy globus i 100 innych rzeczy (tak zachowywał się Szymek ;) ). Na chwilę pojawia się w moim (naszym) świecie by za chwilę znów zniknąć w swoim. Wcale nie oznacza to, że nie wie co się dzieje na szachownicy. Mi to zupełnie nie przeszkadza, ale wymaga indywidualnego podejścia i dostosowania zajęć do tego pojawiania się i znikania. Grupa to 10-15 dzieci. Gdy w grupie mam 5 sześciolatków to tak naprawdę mam 5 światów, do tego świat, który tworzy reszta grupy. Nie ma możliwości indywidualnego podejścia do dziecka. A mam jakieś zadanie do spełnienia. Obawiam się sytuacji, że Szymek się zniechęci bo będzie się nudził, bo zajęcia nie będą dostosowane do jego potrzeb...W związku z tym mam prośbę, czy na kilku pierwszych zajęciach mógłby pojawiać któryś z opiekunów, mama, tato, jako taki asystent.....


Rozmowa trwała jeszcze chwilkę ale mnie zastanowiło porównanie do dziecka autystycznego. Tak wiem wiem - nie mam pojęcia o czym mówię, powielam stereotypy, spłycam problem który mnie nie dotyczy .... Czy nie dotyczy Mistrza, nie wiem...ale...coś jest w tym co mówi. Tak troszeczkę....Przynajmniej na tak specyficznych zajęciach. A gdy przeczyta się dość świeży artykuł, w którym autorzy stwierdzają nadmiar synaps u dzieci i młodzieży z zaburzeniami w spektrum autyzmu i zaburzenia plastyki mózgu (klik klik), a do tego weźmie pod uwagę że skok rozwojowy towarzyszące mu "przycinanie synaps" związane z plastyką mózgu jest szczególnie nasilone w wieku przedszkolnym, u jednych dzieci trochę szybciej u innych trochę później ale właśnie wtedy....

Tak jakoś zaczynam współczuć nauczycielom którzy muszą pracować z dziećmi przed skokiem, w trakcie skoku  i po nim. Sami. W jednej klasie.

Co myślicie? Przeginam?

wtorek, 9 września 2014

Chwalą nas

Staram się. Nawet bardzo, ale czasem pochwały przychodzą ze strony, której się nie spodziewałam. 

Odbierałam Szymonka z przedszkolnego placu zabaw. Zagadnęła mnie jego nauczycielka. Najstarsza z zespołu.:
- Muszę pani powiedzieć, że bardzo podoba mi się w jaki sposób Szymuś opowiada o wakacjach.
- Oj o wakacjach! Tak żałuję, że wyrzuciłam do śmieci te jego muszelki. Nie sądziłam, że są aż tak ważne. Tak bardzo płakał, że miał przynieść do przedszkola skarby z wakacji i przeze mnie nie miał....- wylały się ze mnie wyrzuty sumienia
- Nie chodzi mi o wczorajsze zajęcia. Rozmawiałam z nim o wakacjach wcześniej. Opowiadał pełnymi poprawnymi zdaniami i wiedział gdzie był.
- Jak to wiedział gdzie był??!
- Tak proszę panią. Bo dzieci nie wiedzą gdzie były na wakacjach. Wiedzą, że były nad morzem czy w górach i tyle. A Szymek znał miejscowości, nazwy geograficzne. Wiedział co w nich widział, co mu się podobało. Wiedział też gdzie nie był! Opowiadał gdzie jeszcze kiedyś pojedzie i co chciałby zobaczyć.
- Yyy... tak, bo my mu..yyyy....opowiadamy....- to się popisałam elokwencją. I już wiadomo, że te pełne zdania to raczej nie dzięki mamusi.
- To bardzo dobrze, że Państwo w ten sposób podróżują z dziećmi.
...

W ten sposób... to znaczy w jaki? Pod namiot? Z mapą?  Że opowiadamy, co zobaczymy? Że omawiamy co już widzieliśmy? Pytamy, co się podobało? Dajemy wybór? Dopowiadamy historię? Odpowiadamy na pytania?
To można inaczej???

poniedziałek, 8 września 2014

Czas zmian

Wakacje za nami. Zrobiły co miały zrobić. Nie odpoczęłam, ale nabrałam dystansu. Przegadaliśmy wiele, przedsięwzięliśmy jeszcze więcej. A jedna niepozorna rzecz w tym całym galimatiasie dała mi wytchnienie i uspokojenie. Pomalowaliśmy pokój. Niby nic a jednak. Ostatnio malowany był w "epoce przed dziećmi". W czasie owym kolor dobieraliśmy wedle ówczesnych upodobań. Było morelowo? brzoskwniowo? łososiowo? Nie ważne jaka potrawa ale na pewno pobudzająca wydzielanie soku żołądkowego. Bo właśnie pobudzenia wtedy potrzebowaliśmy. Dziś wrażeń i pobudzenia mamy ile dusza zabraknie, ściany przybrały więc barwę szlachetnej, złamanej prawie-bieli. Każda forma uspokajania i wyciszania się stała się na wagę złota. 

A zmieniło się sporo. Mam dwóch przedszkolaków :D Nie, nie puściłam Szymona do szkoły. Pięć i pół roku to za wcześnie na siedzenie w ławce i kropka. Że niby nie stymuluję rozwoju dziecka?! Jeśli się ma do czynienia z TAKIM przedszkolem i TAKIMI nauczycielkami przedszkolnymi to aż się chce, żeby dziecię do przedszkola chodziło jak najdłużej. Obawiam się, że szkoła kontynuacją tego stanu rzeczy nie będzie...... Tak! Przejrzałam "Nasz elementarz"....ehh...a będzie obowiązywał również w przyszłym roku. Nie chodzi mi o to, że gorszy od innych dzisiejszych. Raczej o to, że każdy dzisiejszy jest inny od "moich" standardów. 
(Kiedyś sklecę coś więcej na ten temat)

Przed nami tydzień "ogarniania" czyli zebrań przedszkolnych, zapisów na zajęcia dodatkowe, układania planów, podliczania możliwości, także finansowych, dzieje się...
A przecież nie wszystko kręci się wokół dzieci. Teraz czas by trochę się odkleiły i chłonęły świat. Teraz nadszedł moment szansy na samorozwój, realizowanie planów zawodowych.

<Podekscytowana, zadowolona, podniecona, trochę przestraszona>