Marzenie: Ukończyć maraton. Jeden, jedyny raz w życiu.
Motywacja: - Marzenia trzeba spełniać.
- Cudne medale z "nocnej połówki" i z maratonu, które razem tworzą jeden,
niepowtarzalny, krasnalo-biegowy.
- Bo mąż zaoferował, że przebiegnie / przejdzie cały razem ze mną.
- Udowodnić, sobie, że się da. Bo jak się da to następne prawdopodobnie też ;)
Przygotowanie: - Niewystarczające, utrudniane przez 1000 różnych codzienności. Wytrzymałość
jest, szybkości brak.
Plan: - Spokojnie, bez pośpiechu, równiutko, 6.50 - 7 min/km od początku do końca.
Realizacja: - Pierwsze 6 km : Reprymendy męża: "Za szybko lecimy. Musimy zwolnić bo się
spalimy"
- 6-19 km realizacja planu. Jest cudownie, endorfiny szaleją.
- 19 -24 km- Upał, dłuuugie proste....pod wiatr. Ciężko, ale mąż motywuje. Lecimy.
- 24 km, COŚ* ukłuło w stopie. Boli, ale nie przyznaję się. Lecimy
- 25 km boli przy każdym kroku, ale....dzieci czekają na 33 km, trzeba się spiąć.
Zaczyna się marszobieg.
- 33 km RODZINKA!!! "całkiem dobrze wyglądacie". (bo poza bolącą stopą, jedną
z 4 wszystko jest super, ale każdy krok na tę 1 z 4 to....szkoda gadać).
- 33- 35 km ENDORFINY (faktycznie trochę uśmierzają ból)
- 35 - 42 km - precyzyjne wyliczanie na ile marszu możemy sobie pozwolić by
zmieścić się w limicie.
- ostatnie 200 m - Raz kozie śmierć - prawdziwy finisz, jeszcze z 10 osób udało się
wyprzedzić.
SZOK, jesteśmy na mecie! W czasie!
Nowe marzenie: PRZEBIEC maraton!
* COŚ = "Oderwanie drobnej blaszki kostnej z części korowej trzonu V kości śródstopia lewego."
![]() |
37 km "Kicia dawaj! Foty robią!" |