poniedziałek, 30 stycznia 2012

Wyż znad Syberii

Bywają też dni kiedy jest tak dobrze, że boję się do tego przyznać.
Dziś Synuś Starszy wstał bez większych protestów, poprzytulał się i nawet zjadł kaszę!! No zjadł to może za duże słowo, ale dał się nią nakarmić. Już słyszę: "taki duży chłopiec a nie je sam...". W sumie mógłby zjeść śniadanie w poniedziałek rano sam, tylko że musiałabym albo Go zbudzić godzinę wcześniej (i siebie też) a sobie i tatusiowi zaparzyć meliskę albo głodzić Go przez sobotę i niedzielę.
Tak czy owak kasza została zjedzona, chłopcy wyszli do przedszkola i pracy.
A My (ja i Synuś Młodszy) - do łóżeczka, tak na godzinkę. Potem "czynności zwyczajne" - śniadanko, ubieranie, przewijanie, znów jedzenie, kawka (zbożowa)... wszystko w tempie "jak nie teraz to za pół godziny". 
I spacer... w towarzystwie  wyżu znad Syberii . Złapaliśmy sporą dawkę optymizmu, nieco mniejszą witaminy D i jeszcze wymroziliśmy bakcyle. Zrobiliśmy małe zakupy i wzięliśmy się za gotowanie obiadu. Jaś zażądał lekcji gotowania. A co? Przecież nie będzie leżał sam!
W końcu wypracowaliśmy pewien kompromis: Maluch nie czuł się samotny a ja miałam wolne ręce.

3 komentarze:

  1. I tak powinno być zawsze :) Zwłaszcza to tempo "jak nie teraz, to za pół godziny" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze a ja tak bym chciała a cały czas nie mam przekonania. A ile Twoje dzieciątko ma jeśli mogę zapytać (?)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ur. 04.01.2012 czyli 4 tygodnie. Jeśli chodzi o wychodzenie na spacery to wyznaczyłam dolną granicę temp. -10 st. C jeśli nie ma wiatru.

    OdpowiedzUsuń